Mam inny pomysł na zespół - wywiad z Miliją Bogiceviciem, trenerem Anwilu Włocławek

- Zespół Anwilu, w takim kształcie w jakim był w sezonie 2012/2013, był trudny do prowadzenia pod względem taktycznym. Ja mam inny pomysł - mówi w wywiadzie Milija Bogicević, trener Anwilu Włocławek.

Michał Fałkowski
Michał Fałkowski

Michał Fałkowski: Jak ocenia pan sezon 2012/2013?

Milija Bogicević: Pozytywnie. Jeśli nie patrzymy na samą grę o trzecie miejsce, ale na cały sezon, i robimy to z perspektywy ostatnich lat, to wówczas oceniam go pozytywnie. Zrobiliśmy półfinał, po raz pierwszy od 2010 roku, a dodatkowo, uczyniliśmy to przy znacznie mniejszym budżecie.

Czy budżet może być argumentem? "Pieniądze nie grają" - jest takie powiedzenie...

- Oczywiście, że jest. W końcu poprzednie zespoły Anwilu, przy znacznie większym nakładzie finansowym, nie zdołały awansować do półfinału, a nam to się jednak udało. Dodatkowo, chciałbym zauważyć, że Anwil miał mniejszy budżet nawet w stosunku do tych sezonów, w których klub wcześniej robił awans do półfinału. Poza tym, trzeba wziąć pod uwagę również inne czynniki, chociażby takie jak kontuzje. W końcówce sezonu graliśmy bez trzech zawodników i to Polaków. Oczywiście, sezon mógłby być jeszcze bardziej udany, gdyby udało nam się zdobyć ten brąz, lub gdybyśmy doprowadzili do piątego meczu w Zgorzelcu i być może powalczyli jeszcze o finał.

Koszykówka na SportoweFakty.pl - nasz nowy profil na Facebooku. Tylko dla fanów basketu! Kliknij i polub nas.

Lubi pan przypominać, że gdy obejmował zespół, ten był na przedostatnim miejscu w lidze...

- ...tak, i miał wówczas bardzo trudną drogę przed sobą by awansować do fazy szóstek. Ale nam udało się pokonać i Asseco Prokom, i Trefl, i PGE Turów i ostatecznie uplasowaliśmy się w górnej szóstce, co nie było takie oczywiste. W szóstkach z kolei cały czas trzymaliśmy się na pozycjach trzy, cztery lub pięć, a dopiero przez dwie ostatnie przegrane skończyliśmy na piątej pozycji. Ostatecznie jednak ta lokata okazała się szczęśliwa, bo w ćwierćfinale play-off dokonaliśmy rzeczy historycznej - zdjęliśmy z piedestału wieloletniego mistrza Polski.

Antagoniści twierdzą, że Asseco Prokom Gdynia wyeliminował się poniekąd sam...

- Nie ważne kto, co mówi, zawsze będzie już tak, że to Anwil pozbawił Asseco Prokom dziesiątego tytułu z rzędu. Tego nikt już nie zmieni, tak jak i tego, że po dwóch latach Anwil wrócił do czołowej czwórki, pomimo tego, że sezon zaczął bardzo źle.

Ostatnio słyszałem, że jesteśmy w czwórce tylko dlatego, że zabrakło w tym gronie właśnie Asseco Prokomu, zaś wcześniej odpadł również Trefl Sopot. Dla mnie to bzdura. Gdybyśmy zdobyli brązowy medal to może i moglibyśmy tak mówić, że mamy go, bo rywalom nie poszło. Trzeba jednak pamiętać, że Trefl odpadł również z naszym pogromcą, AZS, więc nie było w tym przypadku. Słabe drużyny odpadły na etapie ćwierćfinału. Taki Trefl na przykład - zbudowany z wielkich nazwisk, mający gwiazdy w zespole, a mimo to okazał się słabszy.

Czego zabrakło, żeby sięgnąć po brąz?

- Przyczyn było kilka. Dla mnie osobiście bardzo istotne było to by przejść ten pechowy ćwierćfinał i w ten sposób budowałem formę zespołu, by cały czas rosła. Liczyłem, że po wygranej nad Asseco Prokomem drużyna będzie na fali wznoszącej i tak też się stało. Graliśmy z PGE Turowem świetną serią, ale później, po przegranej, z zespołu zeszła energia. Forma została, co pokazaliśmy w pierwszej połowie pierwszego meczu, ale brakowało trochę motywacji, ale głównym czynnikiem, który sprawił, że nie osiągnęliśmy medalu, była kontuzja Krzyśka Szubargi.

Zespół pokazał jednak, że może grać bez swojego lidera, czyż nie?

- Tak? To bardzo błędne myślenie. Szubarga od początku stawiany był w roli lidera i tak ten zespół budowano, by nim był. I nagle gdy go zabrakło, zespół potrzebował kolejnej przebudowy. Gdy ktoś mi mówi, że mogliśmy grać bez niego, to w sumie się zgadzam. Grać mogliśmy. Ale czy wygrywać? Fakty są takie, że gdy zabrakło Szubargi przegraliśmy dwa mecze i wygraliśmy jeden, a gdy Krzysiek wrócił do składu, ale nie był jeszcze w pełni sił, a także stracił trochę formę, wówczas przegraliśmy trzy spotkania. Powtórzę: mogliśmy grać bez "Szubiego", ale czy mogliśmy wygrywać...?

Śni się jeszcze panu po nocach przegrana w walce o trzecie miejsce?

- Tak i to bardzo. Przestanie się śnić dopiero wtedy, gdy zaczniemy nowy sezon. Dlatego teraz robimy wszystko, by zbudować zespół z potencjałem.

"Robimy wszystko" to bardzo ogólne wyrażenie...

- Skautujemy rynek, zbieramy oferty, sprawdzamy jakie oczekiwania mają koszykarze, którzy nas interesują.

Rozumiem, że poza Polakami, najbardziej będzie interesował pana kierunek bałkański?

- Nie. Znam doskonale ten rynek i wiem jacy zawodnicy gwarantują odpowiedni poziom. Jednocześnie wiem, że za dobrego zawodnika z Bałkanów, takiego który spełni oczekiwania, trzeba zapłacić wielkie pieniądze. Wiem np. ile kosztuje Ivan Opacak i niestety nie stać nas na niego. Muszę realnie patrzeć na to, co możemy zrobić.

Przyznam, jestem zdziwiony...

- Rynek bałkański bardzo się zmienił. Oczywiście, to wszystko nie oznacza, że nie będzie u nas jakiegoś koszykarza z tego regionu Europy, ale na pewno nie zrobię tak, że teraz ściągnę do swojego zespołu tylko Serbów czy Bośniaków. Przede wszystkim jednak zaczniemy budowę składu od Polaków.

Ma pan jakiś pomysł na to jak dobrać zespół pod względem narodowości?

- Zwykły skład to 10 ludzi, ale tak naprawdę ja preferuję rotację dziewięcioosobową. Dziesiąty zawodnik wchodzi do rotacji w momencie, gdy jest potrzebny, a i często okazuje się, że jest bardzo istotny dla zespołu. Myślę więc, że koncepcja sześciu Polaków i czterech koszykarzy zagranicznych jest optymalna. Dobrym pomysłem jest również poświęcenie jednej pozycji tylko dla polskich zawodników.

Ważne kontrakty lub opcję przedłużenia umów ma czwórka graczy: Michał Sokołowski, Seid Hajrić, Przemysław Frasunkiewicz i Mateusz Bartosz...

- Tak naprawdę to pewny jest tylko Michał, zaś Seid i Mateo mają w umowach klauzule, pozwalające przedłużyć ich umowy. Teoretycznie więc, jeśli taką decyzję podejmiemy, mamy w składzie trzech zawodników. Czwarty, Przemek Frasunkiewicz jest kontuzjowany i raczej nie będziemy mogli brać go pod uwagę.

A co ze wspomnianym Szubargą? Jego kontrakt wygasł.

- Na pewno będziemy rozmawiać z Szubargą, bo rzeczywiście, jego nie wiążę z nami żadna umowa. Nie znamy jednak jeszcze budżetu, więc tak naprawdę nic wiemy. Dodatkowo, trzeba pamiętać o tym, że Krzysiek rozegrał właśnie swój najlepszy, pod względem statystycznym, sezon, więc zobaczymy jak wysokie będą jego wymagania finansowe. Wszystko wyjaśni się wówczas, gdy będziemy znali budżet.

Czy możemy powiedzieć kogo w tym zespole na pewno zabraknie? Który z zawodników nie spełnił oczekiwań?

- To byłoby już oskarżanie indywidualnie, a tego nie chcę robić. Kogo w tym zespole nie będzie, to będzie wiadomo za jakiś czas. Wszystkim jednak życzę powodzenia, a w Anwilu grać nie będą tylko dlatego, że uważam, że zespół, w takim kształcie w jakim był, był bardzo trudny do prowadzenia pod względem taktycznym. Ja mam inny pomysł.

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×