Już pierwsze starcie, przegrane 46:61 dowiodło, iż to Hellada znajduje się bliżej upragnionego turnieju. Dlatego też we wtorek biało - czerwone musiały możliwie jak najszybciej zyskać przewagę nad oponentem i spróbować zastosować podobną strategię, co parę dni wcześniej przeciwko Bułgarii, kiedy również konfrontacja numer jeden zakończyła się identyczną różnicą punktową.
Sam start rzeczywiście wypadł obiecująco, a prowadzenie 8:0 mówiło samo za siebie. Przynajmniej wtedy istniały realne przesłanki ku temu, by wyeliminować rywalki. - Osiągnęliśmy pierwotnie dość spory dystans, jednak przyjezdne otrząsnęły się z letargu, złapały właściwy sobie rytm i ostatecznie nie zostało po nim śladu - analizuje trener Jacek Winnicki i za chwilę dodaje. - Walczyliśmy do samego końca, lecz sytuacja skomplikowała się jeszcze w Atenach. Wobec tego wiedzieliśmy, że czeka nas niezwykle ciężkie zadanie.
Marzenia o szybszym wywalczeniu promocji na europejski czempionat prysły podczas drugiej połowy. Greczynki nie zmarnowały dogodnej okazji i za sprawą liderki, Artemis Spanou przypilnowały bezpiecznego rezultatu. Porażka 56:57 absolutnie niczego tutaj nie zmieniła. - Wykazały one wtedy większe zaangażowanie. My natomiast powinniśmy utrzymać ten poziom, który pozwalał wiązać nadzieję na sukces, tylko że wszystko potoczyło się inaczej.
Bez wątpienia szkoda całej pracy wykonanej w trakcie rywalizacji. Zarówno rok temu przy okazji eliminacji Eurobasketu 2013, tak i teraz zabrakło niewiele. - Zajęliśmy drugie miejsce, czym jesteśmy rozczarowani. Pozostaje przeanalizować wszystkie wydarzenia, a potem zastanowić się nad przyszłością - kończy 45-letni szkoleniowiec.
Jacek Winnicki: Musimy zastanowić się nad przyszłością
Reprezentantki Polski mimo skromnej wygranej w rewanżowym spotkaniu przeciwko Grecji nie awansowały na ME 2015. Strata piętnastu punktów okazała się bowiem za duża do odrobienia.