Michael Jordan - prawdziwy Byk cz. II

Ziemowit Ochapski
Ziemowit Ochapski
Uczelniana drużyna "Jego Powietrzności" w dwóch kolejnych sezonach nie powtórzyła sukcesu z rozgrywek 1981/82, lecz nie przeszkodziło to urodzonemu na Brooklynie koszykarzowi w czarowaniu kibiców swoją grą. "Air" jako drugoroczniak notował średnio 20 punktów, 5,5 zbiórki, 1,6 asysty oraz 1,2 przechwytu. W kolejnym sezonie statystyki zawodnika UNC utrzymały się na równie wysokim poziomie – 19,6 punktu, 5,3 zbiórki, 2,1 asysty i 1,6 przechwytu na mecz. Michael stał się prawdziwą gwiazdą rozgrywek uniwersyteckich, otrzymując podczas swojego ostatniego roku na uczelni nagrodę dla najlepszego zawodnika sezonu, w efekcie czego w drafcie do NBA wybrany został z wysokim numerem trzecim, tuż za Hakeemem Olajuwonem (University of Houston) oraz... Samem Bowiem (Kentucky). - Uniwersytet w Północnej Karolinie bardzo mi pomógł w zostaniu profesjonalnym koszykarzem. Gdy tam trafiłem, byłem "surowym" graczem - na każdym kroku chciałem pokazać, że jestem całkiem dobrym zawodnikiem, i że zasługuję na miejsce w drużynie – wspomina "MJ". - Pobyt na uczelni to było zdobywanie doświadczenia w czystej postaci oraz ogromna satysfakcja z gry. Z perspektywy czasu trochę żałuję, że odszedłem do NBA rok przed końcem nauki. To były wspaniałe chwile - młody człowiek zazwyczaj jest wtedy po raz pierwszy w życiu z dala od domu i poznaje mnóstwo interesujących ludzi oraz zdobywa nowych przyjaciół. Świetna zabawa na całego.

Na przejście Jordana na zawodowstwo przed ostatnim rokiem studiów spory wpływ miał trener Dean Smith. Rodzice Michaela polegali na jego doświadczeniu, ponieważ ich wiedza na temat NBA nie była wystarczająca. Coach dokładnie zbadał grunt i dał Jordanom znać w momencie, w którym uznał, że to dla "MJ'a" najlepszy moment na kolejny krok w koszykarskiej karierze. - Ja zrobiłem sobie tylko bilans plusów oraz minusów i wyszło mi, że powinienem posłuchać głosu trenera. Wydaje mi się, że Smith nie miał w tym żadnego interesu, bo w końcu zapowiadało się, że UNC będzie miało naprawdę silny zespół i Dean mógł w takim wypadku doradzić mi pozostanie w koledżu na jeszcze jeden sezon. On jednak chciał dla mnie jak najlepiej i dlatego zachęcał mnie do wzięcia udziału w drafcie - opowiada "Air".

Michael Jordan lata spędzone na uczelni w Północnej Karolinie uważa za bezcenne i jest zdania, że każdy młody koszykarz zanim trafi do NBA powinien choć trochę pograć na szczeblu uniwersyteckim. - Według mnie każdy zawodnik powinien przechodzić na zawodowstwo w wieku co najmniej dwudziestu lat. Inaczej krzywdzi się tych chłopaków - twierdzi "MJ". Profesjonalny sport to zupełnie inny świat. Trzeba wziąć pod uwagę zmianę stylu życia oraz psychiczne i fizyczne wymagania, jakie NBA stawia przed młodym człowiekiem. Gdybym trafił do tej ligi po pierwszym czy drugim roku studiów, nie wiem, czy byłbym wystarczająco dojrzały, żeby podołać temu wszystkiemu.
fot. Steve Lipofsky - Basketballphoto.com fot. Steve Lipofsky - Basketballphoto.com
Tymczasem w ostatnich latach wielu utalentowanych zawodników albo przerywało naukę w koledżu po pierwszym roku, albo w ogóle do niego nie szło i bezpośrednio po szkole średniej decydowało się na profesjonalną karierę. - Coś jednak musi być na rzeczy, że mamy do czynienia z takim trendem. Moim zdaniem przyczyna leży w tym, że dzieciaki chcą uczęszczać albo do dobrego koledżu, albo w ogóle dać sobie spokój z edukacją, która trochę kosztuje. Przejście na zawodowstwo to dla nich szansa na szybki zarobek - mówi Mike. - Moim zdaniem tak nie powinno być. NBA i NCAA powinny się dogadać w tym temacie, blokując napływ profesjonalistów zaraz po liceum, ale i udzielając wsparcia dzieciakom z niestabilną sytuacją finansową - twierdzi król basketu. - Jedynym graczem, który od razu zaadaptował się w NBA nie grając w koledżu jest LeBron James. Kobe Bryant, Kevin Garnett, Jeremaine O'Neal czy Tracy McGrady potrzebowali co najmniej trzech lat, zanim dorośli do roli profesjonalistów - dodaje.

Według "Jego Powietrzności" pobyt na studiach jest bardzo pouczający. Młody człowiek musi zadbać sam o siebie, radzić sobie z problemami, sam podejmować decyzje czy planować wydatki. - Wszystko to przydaje się w dorosłym życiu - twierdzi. - Uniwersytecki coach Dean Smith pokazał mi również jak być atletą z prawdziwego zdarzenia. Młodym chłopakom wydaje się, że doświadczenie nabyte w szkole średniej im wystarczy, ale ja dopiero na UNC dowiedziałem się jak mój atletyzm połączyć z talentem do gry w kosza. Dopiero na uczelni stałem się zawodnikiem kompletnym. Gdy się trafi do NBA, to trudno nadrobić braki, bo w samym sezonie regularnym rozgrywa się osiemdziesiąt dwa spotkania, w efekcie czego nie ma zbyt wiele czasu na naukę.

Koniec części drugiej. Kolejna już w najbliższą środę.

Specjalne podziękowania dla Steve'a Lipofsky'ego, oficjalnego fotografa Boston Celtics w latach 1981-2003 oraz twórcy serwisu Basketballphoto.com, za udostępnienie zdjęć wykorzystanych w artykule.

Bibliografia: Chicago Tribune, Los Angeles Times, espn.go.com, sneakerfiles.com, starcasm.net, buzzle.com, sportales.com, hoopshype.com.

Porzednie części:
Michael Jordan - prawdziwy Byk cz. I

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×