Potrzebuję roku stabilnej gry - wywiad z Dusanem Katniciem, nowym rozgrywającym Anwilu Włocławek

- Mówiono mi, że niemożliwą rzeczą jest wrócić do poważnego basketu po takiej kontuzji. Więc ja chcę udowodnić, że to jak najbardziej możliwe - mówi w wywiadzie Dusan Katnić, nowy playmaker Anwilu.

Michał Fałkowski
Michał Fałkowski

Michał Fałkowski: To jak to było z tym, że trener Bogicević pokonał trenera Rajkovicia?

Dusan Katnić: To zacznijmy od początku. Po sezonie w Belgii otrzymałem wiele ofert np. z Hiszpanii czy Włoch, ale wszędzie widzieli we mnie takiego zawodnika, jakim byłem w Belgii. Wychodzącego z ławki, drugiego rozgrywającego. Dlatego wszystkie te propozycje odrzucałem. I wówczas zadzwonił do mnie trener Miodrag Rajković, trener PGE Turowa Zgorzelec, który zaproponował mi bardzo dobre warunki gry, ale w tamtym momencie jeszcze nie chciałem podpisywać kontraktu. Razem z agentem uznaliśmy, że poczekamy. I gdy czekaliśmy, dwie rzeczy wydarzały się jednocześnie: Turów pozyskał jakiegoś innego zawodnika, a do mnie zadzwonił trener Milija Bogicević, mówiąc, że widzi mnie w zespole jako podstawowego zawodnika. A to było dokładnie to, czego oczekiwałem na ten sezon.

Na ten sezon?

- W Ostendzie grałem dwa i pół roku, prawie trzy i niby wszystko było w porządku, ale ja nie byłem jednak usatysfakcjonowany. Teraz myślę, że opcja włocławska pozwoli uniknąć mi takiej sytuacji, jak to było w Belgii. Ponadto, kiedy negocjowaliśmy umowę, agent powiedział mi, że Anwil będzie grał w Pucharze Europy...

...w którym ostatecznie nie zagra...

- Tak, ale mimo wszystko nie zmieniłem decyzji. Ważniejsze było, że będę ważną postacią zespołu i przez to będę mógł liczyć na sporo minut. Wiesz, ja potrzebuję roku, pełnego roku dobrej, równej, stabilnej gry, by wrócić do wysokiej formy. Okres w Belgii nie był dla mnie najlepszy, bo nawet jak miewałem dobre mecze, to i tak nie mogłem liczyć na więcej niż 10-15 minut. We Włocławku ma być inaczej, bardzo na to liczę i tak naprawdę nieważne czy będę pierwszym rozgrywającym, to nieistotne, mogę wychodzić z ławki, ale po to, bym czuł, że coś ode mnie zależy.

Trener Milija Bogicević widzi w tobie lidera...

- Tak, wiem o tym i to dla mnie żadna nowość. Wszędzie gdzie grałem, czy to w lidze serbskiej czy w reprezentacji Serbii, może poza tym wyjątkiem w postaci Ostendy, wszędzie byłem liderem i bardzo dobrze się z tym czułem. Chcę by we Włocławku było tak samo.

Każdy, z kim rozmawiałem, podkreśla, że jesteś rozgrywającym w trochę takim starym wydaniu. Niepchającym się na pierwszy plan, nieforsującym rzutów, ale przede wszystkim skoncentrowanym na rozgrywaniu akcji.

- Rozgrywający to silnik każdego zespołu, bo uruchamia wszystkie trybiki poprzez podanie, a jednocześnie to mózg, który musi znać całą strategię zespołu. Musi być przygotowany na wszystko i jednocześnie musi grać tak, aby pchać zespół do przodu, grać tak, aby zespół nie był ospały, musi angażować wszystkich koszykarzy na parkiecie.

Teorię masz opanowaną, a co z praktyką (śmiech)? Wszyscy podkreślają, że twoim firmowym zagraniem jest pick and roll.

- Zgadzam się, ale kto ci o tym powiedział?

Oczywiście dziennikarze serbscy.

- A to ciekawe, bo oni nie znają mnie dobrze jako gracza dojrzałego. Pamiętają mnie jak byłem młodszym zawodnikiem, ale koszykówka juniorska a seniorska to wielka różnica. Poza tym, z dziennikarzami jest tak, że jeśli chcą coś zobaczyć na parkiecie to i tak zobaczą, a później opiszą. Ale w porządku, niech będzie, że pick and roll to mój atut (śmiech).

Mówisz, że potrzebujesz roku regularnego grania na powrót do wielkiej formy. Chcesz przypomnieć wszystkim w Serbii, że jest taki zawodnik jak Dusan Katnić…

- Szczerze mówiąc to nie interesuje mnie co inni myślą o mnie. Chcę być przede wszystkim lepszy i chcę wrócić na starą drogę sprzed kontuzji. Ludzie nie zdają sobie sprawy jak ciężko jest wrócić do gry po takiej kontuzji, jaką ja miałem. Tym bardziej, że konkurencja jest wielka na Bałkanach. Do seniorskiej koszykówki wchodzą 17-, 18- czy 19-latkowie, a gracz 20-letni, taki jak ja w momencie kontuzji, to już dojrzały młody zawodnik, który ma grać na wysokim poziomie. Pamiętam jak ciężko było mi znaleźć pracodawcę po prawie dziewięciomiesięcznej przerwie. Gdy mój agent próbował znaleźć mi klub, każdy pytał o poprzedni sezon. Na wieść, że nie grałem z powodu zerwania więzadła krzyżowego przedniego, kiwano tylko głową i mówiono mi, że niemożliwą rzeczą jest wrócić do poważnego basketu po takiej kontuzji. Więc ja przede wszystkim chcę udowodnić sobie, że to jak najbardziej możliwe. I nie mówię o powrocie do gry i spędzaniu na parkiecie kilku minut.

Kontuzja to był dla ciebie najcięższy moment w karierze?

- Tak. Najbardziej bolesny moment w sensie fizycznym oraz psychicznym. Drugim ciężkim momentem był jakby drugi okres w Ostendzie. Dołączyłem do tego klubu w połowie sezonu 2010/2011, grałem tam również całe kolejne rozgrywki i przed sezonem 2012/2013 myślałem o zmianie klubu. Zostałem przekonany jednak przez trenera i klub, gdyż powiedziano mi, że będę odgrywać ważniejszą rolę w zespole. Niestety, nic takiego nie miało miejsca, a najgorszą rzeczą jaka może spotkać koszykarza, który czuje, że jest w formie, to siedzenie na ławce. Ja czułem, że jestem w formie i chciałem odejść, ale trener powiedział, że jestem dla niego ważnym graczem wchodzącym z ławki i mnie nie puści.

We Włocławku raczej nie dojdzie do tej sytuacji. Wszyscy powtarzają, że masz być jednym z liderów.

- Nie wiemy co będzie w sezonie. Być może moja forma wystrzeli i wszyscy będą zadowoleni, a być może nie i wtedy będzie problem. Ja wiem jedno - nie chcę znów siedzieć na ławce przez większość meczów, więc jeśli będzie ze mną jakikolwiek problem i trener ze względu na moją słabą grę będzie, słusznie, sadzał mnie na ławce, to wówczas może lepiej będzie bym odszedł, a na moje miejsce przyszedł zawodnik, z którego wszyscy będą zadowoleni? Oczywiście, nie chcę by doszło do takiej sytuacji. Nie mam naprawdę nic przeciwko temu, by rozegrać cały sezon w Anwilu, wygrać mistrzostwo, a potem zostać na kolejny (śmiech).

Na twoich barkach spoczywa wielka presja. Zdajesz sobie z tego sprawę? Ja osobiście nie pamiętam tak młodego zespołu Anwilu, a ktoś tym zespołem musi dobrze pokierować na parkiecie...

- To nie jest żaden problem. Naprawdę żaden. Odkąd wróciłem do koszykówki po ciężkiej kontuzji, nic nie jest w stanie mnie przygnieść. I jak mówiłem, zawsze byłem liderem. Również wtedy, gdy jako junior zdobywałem Mistrzostwa Świata i Europy.

A to ciekawy temat - jesteś tym, kim jesteś ze względu na swoje poprzednie sukcesy czy właśnie ze względu tę kontuzję kolana?

- Wygrałem Mistrzostwo Europy dwukrotnie i wygrałem Mistrzostwo Świata raz, ale na chwilę obecną to tylko bardzo miłe wspomnienie, nic więcej. Przecież przychodząc do Włocławka, nie będę mówił "hej, a wiesz, że sześć lat temu to było to i to, wygrałem to i tamto?" Sześć lat temu? To szmat czasu. Jaki to ma wpływ na moją formę czy umiejętności obecnie? Żaden. Znam koszykarzy, którzy chwalą się tym, że kiedyś to zdobywali trofea. Tylko co z tego? Albo tym, że grali w tym czy tamtym zespole. Czy ja mam się chwalić tym, że zabrakło mi 10 dni do tego, bym oficjalnie stał się graczem Maccabi Tel Awiw? To niepoważne. Ja byłem mistrzem i na tym się kończy dyskusja na ten temat.

Myślisz jeszcze o powrocie do kadry narodowej swojego kraju?

- Tak, ale czy to realne, tego nie wiem. Powtórzę raz jeszcze: potrzebuję jednego, pełnego, stabilnego sezonu by wrócić do dawnej formy. Taki cel sobie założyłem i do tego będę dążył. Z korzyścią dla mnie i dla zespołu. Nie wybiegam zbyt mocno w przyszłość, bo kontuzja nauczyła mnie, że wszystkie dalekosiężne plany mogą legnąć w gruzach w jednej, pechowej chwili.

[urlz=http://www.facebook.com/Koszykowka.SportoweFakty]Koszykówka na SportoweFakty.pl - nasz nowy profil na Facebooku. Tylko dla fanów basketu! Kliknij i polub nas.

Tydzień Keitha Clantona we Włocławku - adaptacja trwa [/urlz]

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×