Nocne marki - dzień z życia fana NBA

Nie trzeba być fanatykiem. Wystarczy, że lubisz koszykówkę i raz dasz się wciągnąć w świat NBA. Przygotuj się na totalne szaleństwo i bezsenność. Ale obiecuję, że będzie warto...

W tym artykule dowiesz się o:

Twój mózg pracuje na innych obrotach niż ludzi, którzy kręcą się wokół Ciebie? Pięć godzin snu to luksus, na który nie zawsze możesz sobie pozwolić? Co miesiąc poświęcasz zaskórniaki, żeby oglądać swój ukochany sport? Jeśli tak, to witaj w klubie. Jeśli nie, to zapraszam do świata fanatyków NBA.

Zazdroszczę kibicom piłkarskim. Większość spotkań odbywa się w weekend i to o całkiem przyzwoitej porze. Nie ma też problemów z transmisjami w mediach. Oczywiście polska TBL  również gra w soboty i niedziele. Z telewizją jest już znacznie gorzej, ale to temat na oddzielny, głębszy wywód. Prawdziwe rarytasy serwowane są jednak za oceanem. NBA gra, kiedy normalni ludzie w Polsce śpią. No właśnie... normalni. To żadna obelga. Sam należę do tej grupy "nienormalnych" i często nachodzi mnie refleksja: Co ja właściwie wyprawiam? Za 5 godzin muszę wstawać do roboty, a kończę właśnie oglądać pierwszą połowę meczu "Byków" z Miami Heat.

Brak snu to spory problem. Tym bardziej, że "energetyki" i kawa rzadko kiedy pomagają. Przynajmniej ja tak mam. Ładuję w siebie kolejną dużą czarną i nic. No ale idzie się przyzwyczaić. Mawiają przecież, że sen to strata czasu... Szkoda tylko, że mówią tak ci najbardziej wyspani. Wracając do tematu transmisji. W Polsce NBA od czasu do czasu obejrzeć można w Canal+. W tym sezonie ma to być trochę ponad 130 meczów. Problem w tym, że każda drużyna – a jest ich 30 - rozgrywa ich co roku 82. Jedynym (legalnym) ratunkiem jest więc NBA League Pass. Internetowa aplikacja, która pozwala na obejrzenie wszystkiego, co tylko wypuści NBA: meczów, magazynów, filmów dokumentalnych, programów publicystycznych itd. Wszystko w HD, na żywo i - jak to mówią - "na żądanie". Koszt? Uwaga, teraz zaboli – 644,99 PLN za rok użytkowania. Jest też tańsza wersja, która odchudzi nasz portfel o jedyne 484 PLN. Niestety ceny niezbyt polskie. Choć w Polsce ogólnie ceny są nieadekwatne do warunków, a w przeliczeniu na mecz to nasza rodzima liga i tak jest jeszcze droższa.

Kiedy my pracujemy, uczymy się, w Ameryce śpią. Niby nic się nie dzieje, ale co chwila jakieś nowinki ze świata NBA przez Internet docierają. W przerwach w pracy lub szkole – tych mniej i bardziej oficjalnych – śledzimy, co nowego dzieję się w lidze (ave smartfony!). Jednym z nowszych i ciekawszych gadżetów związanych z ligą są oczywiście portale społecznościowe. Dzięki Twitterowi, Facebookowi, Instagramowi, Google+ i jeszcze paru innym gwiazdy NBA kibic ma niemalże na wyciągnięcie ręki. LeBrona Jamesa, czy Kennetha Farieda nawet zaczepiać nie trzeba, bo to oni sami zaczepiają swoich fanów i prowokują do interakcji. Jest to też świetne źródło informacji. Internet wyprzedza prasę drukowaną, a Twitter wyprzeda Internet. Podczas Draftu 2013 niezastąpiony Adrian Wojnarowski z Yahoo! Sports o kolejnych wyborach "ćwierkał" jeszcze zanim David Stern wyczytał nazwisko kolejnego gracza.

Ciekawostka: Peter Robert Casey, który pełnił kiedyś funkcję Specjalisty ds. Mediów Społecznościowych w klubie New York Knicks, a teraz pracuje w firmie Nike Basketball, opublikował na swojej stronie internetowej (www.peterrobertcasey.com) pełen wykaz oficjalnych kont założonych na Twitterze przez ludzi związanych z ligą NBA (zaktualizowany pod rozgrywki 2012/13). Na liście znalazły się profile klubów, zawodników, trenerów, ale również działaczy, znanych dziennikarzy, blogerów itd. Niektóre naprawdę warto śledzić – czy to dla rozrywki, czy też przydatnych informacji.

Po ciężkim dniu w pracy, szkole lub na uczelni można już posmakować pierwszych porcji basketu. W tygodniu możemy załapać się na Euroligę. Czasem trafimy jakiś wieczorny mecz NBA, choć takie planowane są z reguły na święta lub jakieś specjalne okoliczności. Kiedy już przemaglujemy wszystkie statystyki, ewentualne powtórki i filmy z dnia poprzedniego, a także zrobimy mały przegląd internetowej prasy, mamy chwilę na krótką drzemkę. Bo choć na raty, to jednak sen to sen. Nie nastawiałbym się jednak na to, że na wszystkie te rzeczy znajdzie się czas. I w tym właśnie momencie rodzą się pierwsze dylematy. Mecze z reguły zaczynają się od godziny 1:00. Niestety logistyka w świecie Nocnych Marków NBA jest równie ważna, co pasja i miłość do gry. Bez planu, a najlepiej dwóch jego wersji (w razie gdyby coś poszło nie tak) lepiej nie łykaj "czerwonej pigułki".

Aha! Pozostała jeszcze jedna ważna kwestia. Aby uniknąć skrajności i nie popaść w obłęd, trzeba pamiętać, że w życiu poza koszykówką mamy jeszcze inne sprawy.

Komentarze (2)
avatar
heat_rays_fan
26.10.2013
Zgłoś do moderacji
0
0
Odpowiedz
świetny tekst i oddaje całą prawdę o nas, fanatykach NBA. Nawet 22:00 to już by była rewelacja, ale idzie się przyzwyczaić :) 
avatar
Aporty
24.10.2013
Zgłoś do moderacji
0
0
Odpowiedz
Ile ja bym dał, żeby mecze były o 20:00;p