Akademicko w Małopolsce - zapowiedź meczu Wisła Can Pack Kraków - KSSSE AZS PWSZ Gorzów Wlkp.

Wiślaczki mają przed sobą pojedynek z gorzowskim AZS-em. Ten zajmuje co prawda dopiero siódmą pozycję, ale z pewnością stać go najwięcej i łatwo broni nie złoży.

Adam Popek
Adam Popek

Trener Dariusz Maciejewski dysponuje bowiem m in. byłymi reprezentantkami Polski, jak Izabela Piekarska czy Magdalena Losi, ale też wybijającymi się ponad przeciętność Amerykankami. Chineze Nwagbo oraz Taber Spani są bardzo dobrze postrzegane w ligowych realiach, a przecież na rozegraniu jest jeszcze Sharnee Zoll, która nie tak dawno temu broniła barw CCC Polkowice. Pod względem taktycznym zatem nie brakuje opcji tworzenia zagrywek. Jedynym towarem deficytowym wydaje się być rotacja. Tutaj rzeczywiście istnieje ogromna dysproporcja między pierwszą "piątką" i nominalnymi zmienniczkami. Pewnie dlatego właśnie osiągane przez drużynę rezultaty delikatnie mówiąc nie wprawiają w euforię.

Przed tygodniem gorzowianki znów musiały uznać wyższość Wilków Morskich Szczecin chociaż początek zapowiadał dokładnie odwrotny scenariusz. Niemniej czwarta kwarta przegrana aż 9:23 położyła kres wszelkim nadziejom. Wówczas team zupełnie spuścił z tonu, więc w Krakowie przypuszczalnie spróbuje się zrehabilitować jeśli chodzi o prezentowanie wyrównanego poziomu. Pytanie tylko czy wytrzyma tempo Białej Gwiazdy. - Wydawało się, że tamten mecz będziemy kontrolować, tak było przez trzy kwarty. Ostatnią zagraliśmy w zły sposób. Szybko musiałem brać czas, żeby wybić z rytmu oponenta i uspokoić nasze dziewczyny. W końcówce zabrakło tych przerw. Patrząc na statystyki sporo aspektów znalazło się po naszej stronie, ale punkty z ławki 3:15 mówią za siebie. To świadczy o tym, że rezerwowe ze Szczecina są ograne w lidze. Ta porażka komplikuje plan realizacji naszych celów - komentował opiekun „Akademiczek”.
W pierwszym meczu z AZS-em było trochę nerwów. Wisła dopiero pod koniec przesądziła o wygranej. W pierwszym meczu z AZS-em było trochę nerwów. Wisła dopiero pod koniec przesądziła o wygranej.
Biała Gwiazda natomiast na krajowym podwórku nie przegrała i dosłownie zmiata z drogi kolejnych rywali. Ostatnio Widzew poległ u siebie różnicą czterdziestu "oczek". Taki styl to poniekąd nowość, bo poprzednimi laty wielokrotnie zdarzało się, że Wisła stojąc naprzeciwko teoretycznie słabszej ekipy zaledwie momentami prezentowała wysoki poziom. Teraz sztab szkoleniowy otwarcie wymaga pełnej koncentracji, dzięki czemu szczyt ligowej hierarchii należy tylko do niej.

Rozpatrując minione dni formą imponuje Allie Quigley. Posiadająca węgierski paszport obwodowa raz za razem umieszczała piłki w koszu, sprawiając ogromne problemy również Fenerbahce Stambuł. Przy odrobinie szczęścia jej starania mogły przynieść triumf nad tureckim gigantem. - Jestem dumny z tego co zaprezentował mój zespół. Włożył w tą konfrontację absolutnie wszystkie siły i istniała nawet realna szansa na odniesienie sukcesu. Ponadto mimo iż po zmianie stron traciliśmy już 10 punktów potrafiliśmy się podnieść, ponownie nawiązać walkę - uwypuklał pozytywy Stefan Svitek.

Pod koszem zaś dzieli i panuje Jantel Lavender. Bez niej siła rażenia absolutnie by zmalała. Nie można jednocześnie zapominać o dwóch polskich skrzydłowych. Justyna Żurowska i Agnieszka Szott-Hejmej swoją postawą systematycznie potwierdzają przydatność. Czasem fakt faktem przytrafia im się gorszy moment, lecz ambicją zawsze da radę wiele zyskać.

Odnoszą się do kolektywu zaś znów ważną rolę powinna odegrać obrona, gdzie coach ze Słowacji po prostu nie trawi nonszalancji. Dotąd ta filozofia zdaje się przynosić co najmniej przyzwoite profity.

Początek meczu w sobotę o godzinie 18.

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×