Wszystko po naszej myśli - rozmowa z Robertem Witką, skrzydłowym PGE Turowa

Tegoroczny sezon jest dla Roberta Witki już trzecim, który spędzi na zgorzeleckim parkiecie, ale drugim w roli kapitana. Polski skrzydłowy w tym roku pełni jednak zupełnie inną rolę w zespole, ale odpowiada mu to.

Damian Chodkiewicz: Na początku to Prokom dyktował warunki. Dlaczego pozwoliliście im narzucić swój styl gry?

Robert Witka: Ciężko powiedzieć, że na coś pozwoliliśmy Prokomowi. To były pierwsze minuty, w których David Logan zdobył pięć punktów, a dwa dołożył Aleksej Nesovic i stąd zrobiło się 7:2 dla sopocian, ale był to jednak początek meczu i mieliśmy dużo czasu. Wszystko poszło po naszej myśli i odrobiliśmy stratę z pierwszych minut.

Co zaczęło budować Waszą przewagę? Akcje napędzane przez Donalda Copelanda pozwoliły Wam się rozpędzić.

- Uważam, że obrona, bowiem przez to, iż ona nam wychodziła, co dodało nam pewności siebie i dzięki temu graliśmy odważniej w ataku. To działa obustronnie - im lepsza jest ofensywa, tym lepsza będzie ofensywa i odwrotnie.

W meczu z Prokomem zupełnie zdominowaliście strefę podkoszową. Jedenaście bloków robi wrażenie!

- Wydaje mi się, iż wynikało to z faktu, że Prokom grał dzisiaj jeszcze bez Pata Burke’a, który na pewno wzmocni ich pod koszem. Praktycznie poza Filipem Dylewiczem nie miał kto grać pod koszem, a my mieliśmy przewagę zarówno wzrostu, jak i liczebności. Zawsze przy jednym zawodniku Prokomu było dwóch wysokich. Nasi podkoszowi zagrali rewelacyjnie szczególnie w obronie, gdzie rozdali właśnie tak dużą ilość bloków.

David Logan zdobył co prawda czternaście punktów, ale można powiedzieć, że został zatrzymany. To na tym graczu się skupiliście?

- Znamy go doskonale, bo przecież przed rokiem grał w Turowie. Specjalnie przygotowywaliśmy się na tego gracza, bowiem wiedzieliśmy, na co go stać. David przyzwyczaił nas bowiem do takiej gry, iż jest w stanie ze swobodą zdobyć ponad dwadzieścia punktów w meczu, dlatego jego dzisiejsza zdobycz może nie robi wrażenia. Nasza obrona była skupiona na nim i ciężko było mu grać.

Nieobecność na ławce trenerskiej trenera Pacesasa ułatwiła Wam zwycięstwo?

- Nie wiem. Ciężko powiedzieć, ale z doświadczenia wiem, że problemy rodzinne szkoleniowca z pewnością przełożyły się na drużynę, ponieważ zespół żyje razem i wszyscy przejmują się, gdy komuś dzieje się krzywda. Myślę, że to mogło mieć wpływ na przebieg meczu, ale można doszukiwać się wielu przyczyn - długa podróż, czy krótki odpoczynek po przyjeździe do Zgorzelca. Był to zwykły mecz, który dał nam dwa punkty.

W tym sezonie w Turowie stracił Pan miejsce w pierwszej piątce i pełni zupełnie inną rolę niż w ostatnich dwóch latach. Odpowiada to Panu?

- Pewnie. Nie mam z tym problemów. Pomimo tego, iż wychodzę z ławki, otrzymuję od trenera dużo minut gry. Uzupełniamy się wzajemnie na parkiecie i wydaje mi się, iż trener każdego z nas obdarowuje jednakową ilością czasu spędzanego na boisku.

Komentarze (0)