Trener PGE Turowa Zgorzelec Miodrag Rajković wskazywał na brak skuteczności jako główną przyczynę porażki ze Śląskiem Wrocław, natomiast trener ekipy gości, Milivoje Lazić, zwracał uwagę na zaangażowanie i bardzo dobrą defensywę swoich koszykarzy. Co na to jeden ze skuteczniejszych graczy zgorzeleckiego zespołu w tym meczu, Filip Dylewicz?
- Można tak powiedzieć, że zabrakło nam kilku podstawowych elementów koszykarskiego rzemiosła. Oczywiście, trudno nie zgodzić się z tym, że brakowało skuteczności, bo to widać gołym okiem w statystykach. Problemów jednak było więcej, chociażby asysty. Zanotowaliśmy ich tylko 12, choć nasza średnia oscyluję gdzieś bliżej 20... (dokładnie niespełna 19 - przyp. M.F.) - mówi 33-letni zawodnik.
Co ciekawe, Dylewicz (11 punktów, 10 zbiórek w tym spotkaniu) nie zgadza ze swoim trenerem, który w kontekście porażki mówił również o zmęczeniu swoich zawodników. - Wiadomo, trener widzi wszystko inaczej, z boku, ale moim zdaniem to nie jest tak do końca. Uważam, że jest za wcześnie by mówić o jakimkolwiek zmęczeniu. Gra się tak, jak przeciwnik pozwala, a nam przytrafiło się akurat słabsze spotkanie - dodaje doświadczony gracz.
Śląsk bardzo dobrze wykorzystał fakt, że PGE Turów musi rywalizować na dwóch frontach: w lidze oraz w VTB. A być może to sami koszykarze ze Zgorzelca podeszli do spotkania z wrocławianami zbyt rozluźnieni?
- Nigdy się z tym nie zgodzę. Tauron Basket Liga to dla nas priorytet, a gra w Europie to jedynie dodatek, który ma pomagać nam zbierać doświadczenie. O żadnej dekoncentracji czy rozluźnieniu mowy być nie może. Nie ma co robić z tej porażki tragedii. Przegraliśmy, ale sezon jest długi i my zamierzamy jeszcze powygrywać parę ważnych meczów - kończy Dylewicz.
[/b]