Z przeciętniaków w nieoszlifowany (jeszcze) diament - metamorfoza Portland Trail Blazers

Trail Blazers to obecnie najgorętsza drużyna ligi. Zespół, który niespodziewanie sieje postrach na parkietach najlepszej ligi świata. Co zmieniło się w Portland w przeciągu ostatnich lat?

W tym artykule dowiesz się o:

Mamy koniec grudnia i święta Bożego Narodzenia. Czas, który tak bardzo lubimy i którego z niecierpliwością wyczekujemy. Większość mieszkańców kuli ziemskiej właśnie w tym okresie może pozwolić sobie na bezkarne napełnianie brzuchów tradycyjnymi daniami oraz chwilę odpoczynku od  codzienności. Będąc fanem NBA, pod koniec 2013 roku nie można przeoczyć oczywiście świetnej postawy takich drużyn, jak: Oklahoma City Thunder, Indiana Pacers czy Miami Heat. O tych ekipach naczytaliście się już jednak zapewne taką ilość artykułów, że można by złożyć z nich liczącą kilkaset stron książkę. Korzystając z chwili spokoju, warto przyjrzeć się z jeszcze jednej drużynie, która podobnie jak brak śniegu na święta – sprawia psikusa wyżej notowanym rywalom. Jeżeli chcesz być na czasie, koniecznie musisz poznać gladiatorów z Oregonu. Najgorętszych z najgorętszych - byłych przeciętniaków NBA!

Jeżeli mieszkasz w Portland, prawdopodobnie największą rozrywką traktującą o sporcie, jest drużyna koszykarska. Hokej na trawie jest w porządku, ale bądźmy poważni. Atrakcyjności nie dodaje również drużyna Portland Winterhawks, występująca na co dzień w... WHL – młodzieżowych rozgrywkach hokejowych, tym razem na lodzie. Liczące niespełna 600 tysięcy mieszkańców, miasto leżące przy ujściu rzeki Willamette siłą rzeczy musi „kochać” dyscyplinę, w której dwie drużyny próbują umieścić pomarańczową piłkę w koszu. Cały sęk leży w tym, że w tej chwili, 3/4 miast Stanów Zjednoczonych, marzy o takiej ekipie jak Trail Blazers. Portlanderzy doczekali się drużyny z prawdziwego zdarzenia. Kolektywu, dla którego warto zapełniać 20. tysięczną halę znaną teraz jako – Moda Center. W czym zatem tkwi sekret sukcesu popularnych Smug?

Odcina głowy i porywa tłumy
Damian Lillard – to postać dla organizacji ze stanu Oregon chyba najbardziej kluczowa. 23-latek przebojem wdarł się do najlepszej ligi świata i z miejsca stał się kimś, kto potrafi zaczarować kibiców. Człowiekiem o 191 centymetrach wzrostu, lwim sercu i instynkcie płatnego zabójcy. Najlepszy debiutant poprzedniego sezonu notuje w tym momencie imponujące 21,5 punktów i 5,8 asysty na mecz, trafiając przy tym na bardzo dobrej, 43-procentowej skuteczności zza łuku, a z jego celnych rzutów na wagę zwycięstwa powoli można składać pełnometrażowy film. Uznawany za jednego z najlepszych rozgrywających młodego pokolenia zawodnik często mówił o tym jak pomijali go przy wyborze składu, w szkole średniej czy już college'u. Teraz nikt nie może przestać o nim mówi. - Postanowiłem pracować ciężej, by zwrócić na siebie uwagę - dodaje sam zainteresowany.

Przełom w karierze podkoszowego + ofensywa marzenie
LaMarcus Aldridge wreszcie gra na miarę swoich możliwości, a może nawet powyżej? 28-latek walnie przyczynia się do sukcesów PTB, popisując się przy okazji najlepszymi statystykami w dotychczasowej karierze - 23,1 punktów i aż 11 zbiórek w przeciągu 37 minut. Dużo dobrego wnosi również Wesley Matthews, Nicolas Batum czy wreszcie back-up dla Lillarda, Mo Williams.

Terry Stotts uczynił z jedenastej drużyny dwóch poprzednich sezonów - najlepiej atakujący zespół, który zdobywa 110,4 punktów na 100 posiadań - najwięcej w całej NBA. Trail Blazers to na dodatek piąty najbardziej zespołowy team, a czwarty najlepiej zbierający. Powiecie, że to tylko statystyki. Genialny bilans 23-5 nie może jednak kłamać. Liderzy północno-zachodniej dywizji, liderzy swojej konferencji - brzmi zacnie?

To faktycznie dopiero początek rozgrywek 2013/2014. W dalszej części może się wydarzyć jeszcze wiele, ale trudno prorokować, że gra Trail Blazers zmieni się na gorsze. Smugi uczyniły ogromny przeskok jakościowy względem ostatnich, mało udanych sezonów i wreszcie liczą się w walce o najpoważniejsze trofea. Kibice w Portland tak miłe chwile po raz ostatni przeżywali w 1992 roku, za czasów choćby legendarnego Clyde'a Drexlera, nie wspominając już o mistrzostwie NBA z 1977 - jedynego takiego trofeum w 43. letniej historii istnienia organizacji.

Portland Trail Blazers cały czas pozostają wielkim objawieniem ligi, ale oczekiwania względem nich automatycznie będą rosły. Niedobrze byłoby doprowadzić do sytuacji porównywalnej do dmuchanego balonika, który napompowany zbyt wielkimi nadziejami - w końcu pęka. Oczywiście, drużynę ze stanu Oregon po niespełna 30 spotkaniach sezonu zasadniczego nie można uznać jeszcze za potęgi ligi, ale podopieczni Terry'ego Stottsa wykonują coraz więcej kroków, by do takiej rangi awansować. PTB muszą trzymać poziom, skończyć sezon na jednej z czołowych pozycji i później, jak wszyscy wielcy - udowodnić o swojej wartości w play-off. Pożyjemy, zobaczymy, a teraz podziwiajmy dzieło Neila Olsheya, generalnego menadżera i Paula Allena - właściciela obecnie najbardziej zjawiskowego "Kopciuszka" w NBA.

Koszykówka na SportoweFakty.pl - nasz profil na Facebooku. Tylko dla fanów basketu! Kliknij i polub nas

Komentarze (0)