Marcin Gortat spędził na parkiecie 24 minuty, w czasie których wykorzystał trzy z sześciu prób z gry oraz oba rzuty wolne. Dało to w sumie osiem punktów - prawie pięć mniej od średniej z tego sezonu. Łodzianin zebrał ponadto siedem piłek i miał trzy asysty. Z graczy pierwszej piątki tylko nasz rodak nie uzbierał podwójnej zdobyczy punktowej.
Czarodzieje wygrali cztery mecze z rzędu, co było ich najlepszą serią od ponad pięciu lat. W piątek mieli szansę wygrać czwarte kolejne spotkanie na wyjeździe, lecz wyrównany bój toczyli jedynie w premierowej kwarcie. W drugiej odsłonie Leśne Wilki osiągnęły kilkunastopunktową przewagę, której nie oddały już do ostatniej syreny.
25 punktów i 11 zbiórek uzbierał najlepszy w szeregach Minnesoty Kevin Love, z kolei Nikola Peković, za którego krycie odpowiedzialny był Gortat, dołożył 18 punktów i 10 zbiórek. Gospodarze zanotowali tylko pięć strat, a rezerwowi Wolves dołożyli aż 44 punkty.
- Byli twardsi i bardziej waleczni od nas. Wypchnęli nas z gry, nam zabrakło odporności i wytrzymałości. Musimy wyciągnąć z tego meczu wnioski i szybko o nim zapomnieć - powiedział Randy Wittman, szkoleniowiec Wizards.
26 punktów i siedem asyst dla przegranych uzbierał John Wall. W czwartej kwarcie kontuzji nogi nabawił się Bradley Beal, podstawowy gracz Wizards.
Minnesota Timberwolves - Washington Wizards 120:98 (22:23, 39:24, 27:27, 32:24)
(Love 25, Pekovic 18, Barea 17 - Wall 26, Beal 14, Nene 13)
Niespodziewana porażka Miami Heat. Mistrzowie NBA bez Dwyane Wade'a, Ray'a Allena i Chrisa Andersena po dogrywce przegrali w Sacramento z miejscowymi Królami. LeBron James zdobył 33 punkty, wyprzedził w klasyfikacji wszech czasów samego Larry'ego Birda, lecz w dogrywce nie miał wiele do powiedzenia.
W niej brylowali liderzy gospodarzy, czyli Rudy Gay, Isaiah Thomas i DeMarcus Cousins. Dwaj pierwsi celnie mierzyli z dalekiego dystansu, z kolei Cousins nie miał sobie równych w strefie podkoszowej. Tercet ten wywalczył 75 ze 108 punktów Kings.
Królowie wygrali dopiero dziewiąty mecz w tym sezonie. Co ciekawe, w początkowej fazie spotkania przegrywali różnicą nawet 17 punktów.
Czwarty mecz z rzędu wygrali koszykarze Golden State Warriors, którzy nie dali szans Phoenix Suns, wygrywając 115:86. Imponujące triple-double zanotował Stephen Curry, który zapisał na swoim koncie 14 punktów, 16 asyst i 13 zbiórek.
Więcej niż jednym triple-double w obecnym sezonie może pochwalić się tylko jeszcze Lance Stephenson z Indiany Pacers.
Najgorsza drużyna na Zachodzie Utah Jazz nieznacznie lepsza od Los Angeles Lakers. Bohaterem ekipy z Salt Lake City okazał się Derrick Favors, który na dwie sekundy przed końcową syreną efektownie dobił niecelny rzut Gordona Haywarda.
- To mój pierwszy game winner w karierze - cieszył się 22-letni podkoszowy, który z 18 punktami i 14 zbiórkami był jednym z liderów Jazzmanów. Wspomniany Hayward dołożył 24 oczka i rozdał dziewięć asyst.
Jazz wygrali dopiero trzeci mecz przed własną publicznością. Ich bilans 9-23 nadal jest najgorszym na Zachodzie.
21 punktów dla pokonanych wywalczył Nick Young. Lakers grali w tym meczu bez swoich liderów - Bryanta, Gasola, Nasha i Blake'a.
Pozostałe mecze:
Charlotte Bobcats - Oklahoma City Thunder 85:89
(Walker 18, Jefferson 16, Henderson 14 - Durant 34, Ibaka 12, Sefolosha 12)
Orlando Magic - Detroit Pistons 109:92
(Afflalo 23, Vucevic 20, Harris 16 - Jennings 21, Bynum 18, Drummond 10)
Brooklyn Nets - Milwaukee Bucks 104:93
(Livingston 20, Teletovic 19, Pierce 13 - Antetokounmpo 16, Middleton 15, Mayo 13)
New York Knicks - Toronto Raptors 83:95
(Bargnani 18, Smith 17, Udrih 15 - DeRozan 25, Valanciunas 16, Lowry 15)
New Orleans Pelicans - Denver Nuggets 105:89
(Evans 19, Davis 17, Holiday 17 - Chandler 22, Hickson 16, Lawson 14)
Utah Jazz - Los Angeles Lakers 105:103
(Hayward 24, Favors 18, Williams 16 - Young 21, Kaman 19, Farmar 16)
Sacramento Kings - Miami Heat 108:102 po dogr.
(Cousins 27, Gay 26, Thomas 22 - James 33, Bosh 18, Cole 13)
Golden State Warriors - Phoenix Suns 115:86
(Thompson 21, Lee 17, Curry 14 - Tucker 11, Frye 9, Plumlee 9)
Brawa dla GSW i Currego za nawet dobre triple-double ;)