- Bardzo mocno nastawiałem się na ten mecz. Chcieliśmy wygrać, przełamać niemoc z dwóch poprzednich spotkań i jednocześnie chcieliśmy się odkuć za porażkę w Hali Mistrzów sprzed kilku miesięcy - mówi Mateusz Kostrzewski, skrzydłowy Anwilu Włocławek. W niedzielę jego drużyna doznała trzeciej porażki z rzędu, tym razem w Sopocie z Treflem 70:77. To już druga przegrana z tą ekipą, wszak na początku listopada sopocianie wywieźli wygraną z Hali Mistrzów.
W niedzielę gospodarze okazali się lepsi, gdyż goście bardzo mocno ułatwili im to zadanie popełniając aż 19 strat i pudłując 11 prób z linii osobistych. Dodatkowo, włocławianie stracili pod koniec meczu z powodu kontuzji dwóch zawodników: Keitha Clantona i Dusana Katnicia.
- Plan był taki, żeby od samego początku mocno zaatakować i zrobić kilka punktów przewagi. I to nam się udało, bowiem na początku wygrywaliśmy 10:2. Potem niestety zaczęła się fatalna seria strat, głupich strat i Trefl zaczął zdobywać punkty po naszych błędach. My kompletnie straciliśmy rytm i musieliśmy gonić - tłumaczy Kostrzewski.
Drugą kwartę gospodarze wygrali 24:14 (37:29 do przerwy), zaś na początku trzeciej odsłony wyszli na prowadzenie 44:33. Anwil rzucił się do odrabiania strat i w pewnym momencie czwartej kwarty doprowadził nawet do remisu 63:63. W ostatnich minutach lepsi byli jednak gospodarze.
- Dogoniliśmy sopocian, ale na zadanie kluczowych ciosów zabrakło nam sił. Goniąc rywala, graliśmy naprawdę na bardzo wysokim pułapie, ale niestety nie da się tak grać przez cały mecz. W końcówce znów dały znać o sobie błędy i straty i przegraliśmy. Porażka bardzo boli, ale teraz trzeba przeanalizować materiał wideo i postarać się nie popełnić tych samych błędów w kolejnym starciu z AZS Koszalin - dodaje skrzydłowy Anwilu.
Kostrzewski rzucił Treflowi osiem punktów (3/3 z gry, tylko 2/6 z linii), miał cztery zbiórki, cztery faule wymuszone, dwie asysty oraz dwie straty.
[b][url=http://www.facebook.com/Koszykowka.SportoweFakty]Jesteśmy na Facebooku. Dołącz do nas!
[/url][/b]