Mam duży szacunek do drużyny Stelmetu - rozmowa z Wojciechem Kamińskim, trenerem Rosy Radom

- Mam duży szacunek do zespołu Stelmetu. Widać było, że gra tej drużyny rozkręcała się z miesiąca na miesiąc. W listopadzie grali naprawdę bardzo dobrze - mówi trener Wojciech Kamiński.

Karol Wasiek
Karol Wasiek
Karol Wasiek: W ostatnim czasie odnieśliście dwa pewne zwycięstwa, ale tak sobie myślę, że ta porażka z Polpharmą Starogard Gdański nadal tkwi w waszych głowach. Faktycznie tak jest?

Wojciech Kamiński: Oczywiście, że tak. Uważam, iż to był kluczowy mecz dla układu tabeli. Niezwykle skomplikowaliśmy sobie życie tą porażką. Mielibyśmy wówczas bilans 9:6, a nie 8:7. Musimy teraz gdzieś odrobić tą przegraną, jeżeli myślimy o czymś więcej w tym sezonie.

Można jednak powiedzieć, że dzięki tym dwóm zwycięstwom wróciliście nieco do gry...

- Można tak powiedzieć, ale nie ma co ukrywać, że my początek rundy mieliśmy de facto dość łatwy, bo na rozkładzie były te drużyny z dołu tabeli. Trzeba jednak bardzo docenić wygrane w Tarnobrzegu, jak i w Kołobrzegu, bo te zespoły są naprawdę niewygodne. Tam, jak ktoś pojedzie nieskoncentrowany to zwykle kończy się to porażką. Zwycięstwo z Energą Czarnymi pozwoliło nam uwierzyć w to, że pomimo zmian, my nadal potrafimy grać w basket i wygrywać z silnymi drużynami w naszej lidze.

Był pan zaskoczony, że to zwycięstwo ze Słupskiem przyszło tak łatwo?

- Spodziewałem się cięższego meczu, ale uważam, że my zagraliśmy najlepszy w sezonie. Trafialiśmy bardzo dobrze w pierwszej kwarcie, co pozwoliło nam wyciągnąć obronę słupską na obwód i zrobiło się miejsce w środku i to skrzętnie wykorzystywaliśmy. Chciałbym, żebyśmy grali takie mecze co kolejkę.

Mówił pan o meczach z Jeziorem i Kotwicą. To trudni rywale z racji tego, że grają nieuporządkowany basket i nie wiadomo na co ich stać danego dnia?

- Myślę, że to stwierdzenie o nieuporządkowanym baskecie jest nieco mylne. Można tak naprawdę do każdej drużyny przyczepić się, że gra nieuporządkowaną koszykówkę, jak się nie ogląda iluś tam meczów tego zespołu. Śledzę drużynę z Kołobrzegu i oni mają tę ekipę cały czas nieco w rozsypce. Cały czas są robione zmiany, ale myślę, że jak wszyscy wrócą do zdrowia to będą niebezpieczni dla każdej ekipy w TBL, co zresztą udowodnili w pierwszej rundzie. Tak naprawdę w każdej drużynie jest dużo miejsca na improwizację.

Na ile istotny jest dla was udział w pierwszej "szóstce"?

- Każdy klub się rozwija inaczej. Dla Radomia jest to drugi sezon w ekstraklasie. Według mnie, najważniejszą rzeczą jest to, żeby zagrać w play-offach. Awans do górnej "szóstki" da tę możliwość, że my w tych play-offach od razu byśmy się znaleźli. Jeżeli nie awansujemy to trzeba będzie walczyć w dolnych "szóstkach", a tam łatwo na pewno nie będzie. Zresztą uważam, że tam będą trzy drużyny, które będą bić się o play-offy. Tak na tę chwilę to wygląda. Bardzo byśmy chcieli zagrać w "szóstkach", ale naszym celem jest gra w play-offach.

W sobotę zmierzycie się w "jaskini lwa" ze Stelmetem Zielona Góra. Co może pan powiedzieć o tym starciu?

- Mam nadzieję, że zespół nie będzie sparaliżowany tak jak w pierwszym spotkaniu, bo tam byliśmy naładowani, ale kompletnie nam nic nie wychodziło. Mamy kilku koszykarzy, którzy grali wcześniej w Zielonej Górze i oni z pewnością będą chcieli się oni pokazać. Dla nich ten mecz jest wyjątkowy.

Jak pan ocenia drużynę Stelmetu?

- Mam duży szacunek do tej drużyny. Szkoda, że nie wyszedł tej ekipie mecz z Valencią. My na pewno tak samo jak hiszpański zespół nie zagramy, ale będziemy próbować wykorzystać swoje atuty i ukryć wady, załatać dziury i zobaczymy co z tego wyjdzie.

Można w ogóle wyciągnąć wnioski z takiego meczu z Valencią?

- Uważam, że kompletnie nie. W Hiszpanii gra się bardzo ciężko, jest to troszkę inna koszykówka. Tam gracze są niezwykle szybcy, sprawni, atletyczni. Valencia to wicelider hiszpańskiej ligi. Proszę spojrzeć, gdzie nasza reprezentacja, a gdzie jest hiszpańska. Szkoda, że tak wysoko przegrali, bo to oni właśnie reprezentują nasz kraj w Europie.

Bilans 2:8 jest gorszy niż gra, którą pokazali gracze Mihailo Uvalina?

- To prawda. Kłopot był w tym, że niektórzy gracze dość późno dołączyli do zespołu. Widać było, że gra tej drużyny rozkręcała się z miesiąca na miesiąc. W listopadzie grali naprawdę bardzo dobrze. Wygrali w Monachium, przegrali w ostatniej akcji z Olympiacosem, czy ze Sieną. Grali dużo lepiej, niż ten bilans 2:8.

Jesteśmy na Facebooku. Dołącz do nas!

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×