Kacper Radwański mógł zostać bohaterem meczu z Turowem
Turów Zgorzelec w sobotni wieczór zrobił wszystko, aby w Starogardzie emocji nie zabrakło. Goście w końcówce spotkania notoryczne pudłowali z gry, a do tego nie trafiali rzutów wolnych.
Pierwsza połowa ich pojedynku z Polpharmą Starogard Gdański kompletnie nie zapowiadała żadnych emocji. Przygraniczny zespół grał tak jak na wicemistrza Polski przystało, skutecznie, a do tego agresywnie. Z taką grą w ogóle nie mogły poradzić sobie Kociewskie Diabły, które w pierwszej fazie pojedynku przegrywały aż 33:48. W 3. kwarcie spotkania jednak role się odwróciły, a podopieczni Tomasza Jankowskiego niespodziewanie wrócili do gry.
- Druga połowa była zdecydowanie lepsza w naszym wykonaniu - zauważa Kacper Radwański. - Ciężko mi określić, czym było to spowodowane, lecz na pewno wyszliśmy na drugą część spotkania maksymalnie skoncentrowani i było widać tego efekty. Nie podlega wątpliwości, że powinniśmy grać tak przez cały mecz - dodał.- Nasza pogoń miała polegać na tym, że mieliśmy szybko faulować i liczyć na niecelne osobiste przeciwników - mówił nam koszykarz. - Później dostaliśmy prezent w postaci przewinienia Damiana Kuliga, ale nie potrafiliśmy tego wykorzystać. A co do ostatniej akcji? Dzięki sprytowi Kevina była to pierwsza taka sytuacja w mojej karierze, gdy miałem rzut, który decydował o losie spotkania - przyznał zawodnik Polpharmy.
W całym pojedynku młody gracz zagrał jednak kiepskie zawody. Kacper Radwański w 7 minut spotkania, chybił wszystkie rzuty z gry. Jak sam przyznaje, nie był to jego udany występ.
- Zagrałem słabe zawody i nie ma co gdybać, co byłoby, gdybym trafił - mówi z pokorą 19-latek. - Nie trafiłem i przegraliśmy, a to jest najważniejsze. Mam nadzieję, że wyciągnę z tego wszystkiego wnioski i będzie to owocowało w przyszłości - kończy z nadzieją.