Sam start dawał jeszcze powody do optymizmu beniaminkowi BLK. Po trafieniach Katarzyny Motyl prowadziły one 6:0, co ewidentnie rozbudziło nadzieje na dalsze pozytywne fragmenty. Jednak rywalki zareagowały błyskawicznie. Sarah Boothe oraz Olivia Tomiałowicz zapewniły remis, a gdy wspomnianą dwójkę uzupełniła Aleksandra Pawlak ich team zaczął być na czele. Mimo wszystko pierwszą kwartę należało uznać za dobrą w wykonaniu podopiecznych Arkadiusza Konieckiego. Potem dopiero sprawy przybrały mniej przyjazny bieg.
Łódzki zespół pamiętając początkowe minuty odważnie ruszył przed siebie i w drugiej "ćwiartce" różnica dzieląca obie drużyny szybko przekroczyła dziesięć "oczek". Miejscowe podobnie jak podczas całego sezonu miały trudności żeby sforsować twardszą defensywę oponenta, wobec czego spadła skuteczność gry ofensywnej, co dało większe pole do popisu koszykarkom dowodzonym przez Janusza Wierzbickiego. Nadal szalała Tomiałowicz, która przed długą przerwą miała już na koncie 12 punktów.
Zmiana stron nie przyniosła za sobą odmiany scenariusza, jaki kibice zobaczyli w poprzedniej odsłonie. Widzew panował nad sytuacją, a koniniankom brakowało atutów żeby realnie mu zagrozić. Nie były w stanie przejąć inicjatywy, zastopować przeciwnika. Motyl fakt faktem dokładała wszelkich starań żeby nadgonić wynik, lecz indywidualnie ciężko pociągnąć kolektyw, a co dopiero przesądzić o losach konfrontacji. Nie dziwiło zatem, że przed decydującą batalią rezultat brzmiał 50:62.
W decydującej batalii faworytkom publiczności najwyraźniej odcięło prąd. Tylko sporadyczne zagrania przynosiły spodziewany skutek, więc kwestia ewentualnego triumfu została ostatecznie pogrzebana.
Ekipa gości wykonała zadanie i w poczuciu spełnionego obowiązku mogła udać się do domu.
MKS MOS Konin - Widzew Łódź 57:77 (15:18, 20:27, 15:17, 7:15)
MKS MOS: Paździerska 16, Motyl 13, Harris 12, Szemraj 7, Kaja 4, Kuras 2, Mańkowska 2, Libertowska 1.
Widzew: Pawlak 22, Tomiałowicz 18, Crook 14, Boothe 11, Rzeźnik 8, Rozwadowska 2, Bednarek 2.