Jeżeli chodzi o Euroligę zarówno aktualny czempion jak i pretendent bez wątpienia mogli legitymować się lepszym bilansem. Niemniej rzeczywistość zaskoczyła trochę negatywnie. Pomarańczowe awansują do kolejnej rundy z najniższego premiowanego miejsca w grupie.
Ostatnio zupełnie nie poradziły sobie grając przeciwko dwóm potentatom - USK Praga oraz Galatasaray Stambuł. - Próbowaliśmy walczyć, ale poza piętnastoma minutami mało zdziałaliśmy. W ogóle nie było sensu dyskutować o tym kto wypadł lepiej. Rywal przeważał dosłownie pod każdym względem - komentował potyczkę z Turczynkami trener Jacek Winnicki.
Na domiar złego w minioną środę ze względów zdrowotnych zabrakło Belindy Snell, co już dobitnie zmniejszyło szanse dolnośląskiego kolektywu, który przecież niespełna rok wcześniej zagościł pośród ośmiu najlepszych klubów Starego Kontynentu.
Biała Gwiazda natomiast ma za sobą wyprawę pod granicę rosyjsko - kazachską. W Orenburgu chciała za wszelką cenę pokonać miejscową Nadieżdę, co zagwarantowałoby jej drugą lokatę i najprawdopodobniej rozstawienie przed fazą play off. Tyle, że wschodnie wojaże nie zostaną dobrze zapamiętane. Wiślaczki gładko poległy 53:74.
- Wystartowałyśmy naprawdę dobrze, lecz nie poszłyśmy za ciosem. Od drugiej kwarty zaczęło dziać się źle. Czułyśmy jakbyśmy były nagle poza grą - mówiła Allie Quigley.
Nastroje wewnątrz drużyny zatem na pewno lekko zmizerniały, chociaż podczas obecnego sezonu podopieczne Stefana Svitka pokazały, że potrafią podnosić się po niepowodzeniach. Zresztą samotnie liderują ekstraklasowej tabeli.
W ogólnej klasyfikacji weekendowa potyczka nie zmieni nic. Zwycięzca jednak zyska dużą przewagę psychologiczną, gdyż Wisła i CCC przypuszczalnie spotkają się niebawem w finale pucharu Polski, gdzie powalczą o pierwsze tegoroczne trofeum.