Nauczyłem się tu więcej, niż w ciągu trzech lat - wywiad z Jakubem Karolakiem, skrzydłowym PGE Turowa

- Kiedyś sam tak myślałem, że lepiej jest grać 30 minut w 1. lidze, niż kwadrans w ekstraklasie. Po siedmiu miesiącach w Zgorzelcu zdanie jednak zmieniam - mówi Jakub Karolak, skrzydłowy PGE Turowa.

Michał Fałkowski: Wybór PGE Turowa w lecie 2013 roku był dobrą decyzją?

Jakub Karolak: Rozmawiałem jeszcze z Dąbrową Górniczą, ale ostatecznie uznałem, że wybiorę PGE Turów i myślę, że nie mam powodów do narzekania. Na razie jestem zadowolony.

Czyli gdy patrzysz wstecz, PGE Turów spełnia te oczekiwania, które miałeś w lecie, gdy podpisywałeś kontrakt?

- Tak, to jest klub, w którym mogę się rozwijać. Mam okazję trenować pod okiem bardzo dobrego trenera, a dookoła siebie mam doświadczonych zawodników, od których uczę się wielu rzeczy. Dlatego mogę powiedzieć, że jestem w 100 procentach zadowolony z wyboru.

Twoim zdaniem trener Miodrag Rajković wprowadza cię do zespołu odważnie, czy może właśnie przeciwnie - ostrożnie?

- Ciężko powiedzieć... W każdym meczu dostaję swoje szanse i w zależności od tego jak się prezentuję, jak wykorzystuję ten czas, tyle minut mam w kolejnych meczach. Choć ostatnie sytuacja zmienia się bardzo na korzyść dla mnie.

Były w tym sezonie mecze, w których grałeś tylko kilka minut, a były i takie, w których spędziłeś na parkiecie np. dwie kwarty i więcej. Rozumiem więc, że wynika to tylko z tego czy popełniasz błędy czy nie?

- Wydaje mi się, że tak. Wiadomo, jeśli zawodnik źle wejdzie w mecz, albo po prostu nie ma dobrego dnia, to nie będzie grał 25 minut. Dostanie dwie lub trzy szanse wejścia, ale jeśli ich nie wykorzysta to inny gracz dostanie tych minut więcej. Poza tym, nie mam jeszcze takiego doświadczenia, jest to mój pierwszy sezon w TBL i zdarza mi się popełniać błędy. Z każdym meczem staram się jednak je eliminować.

Czujesz pewność w swojej grze?

- Tak, przecież jakbym jej nie miał, to nie miałbym również po co wychodzić na parkiet. Z miesiąca na miesiąc zbieram doświadczenie i ta pewność siebie rośnie.

Często jest tak, że trenerzy dają młodym zawodnikom szansę na grę np. w drugiej kwarcie, gdy wynik jest daleko od rozstrzygnięcia. Albo wpuszczają gracza kilkukrotnie w meczu na kilkadziesiąt sekund. Ale młodemu koszykarzowi są potrzebne również minuty w tzw. crunch-time...

- Wszystko zależy od tego, czego wymaga od ciebie trener i tego, jak toczy się mecz. Nie ma ustalonych reguł, że wchodzę na trzy minuty i po tym czasie schodzę. Mogę wejść na 10 sekund, zrobić dwa błędy i zejść, a równie dobrze mogę wejść na 10 minut i gdy będę prezentował się dobrze, to zostanę na dłużej. Czasami zawodnicy wchodzą na parkiet również z konkretnym zadaniem - sfaulować dwa razy i zejść. Myślę, że wszystko opiera się o indywidualne decyzje i system pracy trenera. Wiadomo, że młody gracz ma mniej doświadczenia i w końcówce meczu po prostu może się "spalić", aczkolwiek jednocześnie masz rację – w końcu kiedyś młody gracz musi nabrać tego, jak grać w kluczowych, decydujących momentach spotkania, a nie nabierze tego, grając tylko w drugiej kwarcie.

Jakub Karolak w walce o piłkę
Jakub Karolak w walce o piłkę

Który mecz był dla ciebie przełomowym? Albo może nie mecz, ale jakieś pojedyncze wydarzenie? Kiedy poczułeś, że trener Miodrag Rajković naprawdę nabiera do ciebie zaufania i zamierza wykorzystać twój talent? Może spotkanie w Tarnobrzegu, w którym rzuciłeś 14 punktów?

- Nie, tamto spotkanie było dobre, ale trzy dni później złamałem nos i nie grałem ponad miesiąc w koszykówkę... Myślę, że ostatnie tygodnie, gdy z powodu kontuzji trener przesunął mnie do pierwszej piątki, można uznać za taki moment przełomowy. Gram coraz więcej, więc myślę, że to jest właśnie to.

Pierwsza piątka w debiutanckim sezonie, nawet jeśli to efekt kontuzji w zespole, to z pewnością dla ciebie spore zaskoczenie?

- Oczywiście. I choć trener Rajković wspierał mnie od początku sezonu, to jednak w tym momencie, w którym zdecydował się przesunąć mnie do pierwszej piątki, cały czas mi powtarzał, żebym niczym się nie stresował, starał się relaksować i że nawet jeśli coś nie będzie wychodziło, to mam oparcie w nim i całej drużynie.

[b]

Jak na debiutancki sezon, moim zdaniem radzisz sobie pozytywnie i grasz nawet więcej, niż oczekiwano przed sezonem. Jednocześnie jednak w 1. lidze mógłbyś grać nawet po 30 minut w każdym spotkaniu. Myślisz, że dla młodych zawodników jest lepiej, gdy wybierają twardą walkę o minuty w ekstraklasie niż gwarancję w niższej lidze?[/b]

- Szczerze mówiąc, kiedyś sam tak myślałem, że lepiej jest grać 30 minut w 1. lidze, niż np. kwadrans w ekstraklasie. Po siedmiu miesiącach w Zgorzelcu zdanie jednak zmieniam, bo w tym czasie nauczyłem się więcej, niż w poprzednich trzech latach w niższych ligach. Trzeba pamiętać o tym, że koszykówka to nie tylko same mecze. Z treningów również można wiele wyciągnąć. Tak samo jak ze scoutingu pomeczowego. Co więcej, podczas kontuzji, gdy siedziałem na ławce, również uczyłem się nowych rzeczy. Z bliska widziałem jak trener i drużyna reagują na parkiecie na sytuacje, które dzieją się w meczu. A co do treningów, podpatrując doświadczonych zawodników, to jak ustawiają się w obronie, jak w ataku, wówczas zawsze można czegoś się nauczyć i starać się skopiować. A z biegiem czasu te zachowania staną się nawykiem. W TBL gra jest bardzo fizyczna i poukładana pod względem taktycznym, a na dodatek większą uwagę zwraca się na rozpracowanie rywali. To też coś daje.

To na koniec jeszcze jedna rzecz. Miałeś coś takiego jak "przywitanie z ligą", które zafundował ci jakimś mocnym faulem, wsadem nad rękoma czy rzutem przez ręce bardziej doświadczony gracz?

- Nie, nic takiego nie miało miejsca, ale... z racji tego, że jestem jednym z najmłodszych zawodników w zespole to muszę nosić wodę albo ręczniki, w czym pomaga mi jedynie Denis (Krestinin - przyp. M.F.). Nie mam nic przeciwko, taka kolej rzeczy, ale kiedyś to minie!

[b][url=http://www.facebook.com/Koszykowka.SportoweFakty]Jesteśmy na Facebooku. Dołącz do nas!

[/url][/b]

Źródło artykułu: