Bulls zmiażdzyli Heat w dogrywce!

Chicago Bulls po świetnym pojedynku pokonali ostatecznie Miami Heat 95:88! Do wyłonienia zwycięzcy potrzebne było dodatkowe pięć minut.

Patryk Pankowiak
Patryk Pankowiak

Jeszcze pod koniec trzeciej oraz na początku czwartej kwarty niedzielnego pojedynku pomiędzy Chicago Bulls i Miami Heat wydawało się, że przyjezdni z Florydy bez większych problemów wywiozą z United Center cenny triumf. Jak się jednak okazało kilka chwil później, nic bardziej mylnego...

Obecni mistrzowie NBA po wsadzie autorstwa LeBrona Jamesa na początku decydującej partii prowadzili już 74:62, ale wtedy sprawnie działający jak dotąd mechanizm - zaciął się. Byki rozwścieczone niczym na widok czerwonej płachty, w tym przypadku coraz śmielej poczynających sobie zawodników Miami Heat, rzucili się w szaleńczą pogoń. Run 13-0 sprawił, że miejscowi objęli długo wyczekiwane prowadzenie, ale goście wciąż pozostawali w meczu.

Po dwóch celnych rzutach wolnych Dwyane'a Wade'a na niespełna 30 sekund przed ostatnią syreną, Żar był na zdecydowanie bardziej uprzywilejowanej pozycji. Akcję później do wyrównania doprowadził Kirk Hinrich, ale to nadal przyjezdni mieli w swoich rękach losy meczu. Wypuścili je w ostatniej akcji, kiedy genialnym przechwytem popisał się Jimmy Butler. [tag=2721]

LeBron James[/tag] niedzielnego spotkania nie zaliczy do najbardziej udanych. Zaledwie 8 celnych na 23 oddane próby z gry, 17 punktów, 9 zbiórek, 8 asyst, 4 straty i niepowodzenie w ostatniej akcji czasu regularnego. MVP zeszłorocznych finałów został upokorzony przez 24-letniego obrońcę Bulls, który w pełni regulaminowy sposób wybił mu piłkę z rąk. James nie zdołał nawet oddać rzutu do kosza, co w konsekwencji doprowadziło do dogrywki.

W niej karty rozdawali już Chicago Bulls. Drużyna Toma Thibodeau rozpoczęła doliczony czas od zdobycia siedmiu punktów z rzędu, co jak się można łatwo domyślić - ustawiło jej przebieg. Byki już po raz drugi w sezonie pokonali Miami Heat, a sami zanotowali trzydzieste piąte zwycięstwo w sezonie.

22 punkty zdobył dla gospodarzy wchodzący z ławki D.J. Augustin, a świetne 20 "oczek", 14 zbiórek, 7 asyst oraz 5 bloków zapisał przy swoim nazwisku Joakim Noah!

Po stronie Heat, spotkanie "na poziomie" rozegrali tylko Dwyane Wade oraz Chris Andersen. Obwodowy zaaplikował rywalom 25 punktów, trafiając 11 na 12 wykonywanych rzutów wolnych, a 13 zbiórek i 6 bloków zapisał na swoim koncie "Birdman". Zabrakło przede wszystkim wsparcia graczy rezerwowych. "Zaledwie" 7 "oczek" dostarczył drużynie Ray Allen, a tylko 2 punkty uzbierał Michael Beasley. Poniżej oczekiwań spisał się również James, co Heat przypłacili już trzecią porażką z rzędu, a siedemnastą w sezonie 2013/2014.

Kolejnymi rywalami obecnych mistrzów NBA będą Washington Wizards z Marcinem Gortatem w składzie.

Chicago Bulls - Miami Heat 95:88 (21:19, 16:24, 22:24, 27:19, d1. 9:2)

(Augustin 22, Noah 20, Butler 16 - Wade 25, James 17, Bosh 15)

Jesteśmy na Facebooku. Dołącz do nas!

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×