Filip Dylewicz: Pewna seria zawsze się kończy

PGE Turów dosyć niespodziewanie przegrał w czwartek z Treflem Sopot. W niedzielę gracze Miodraga Rajkovicia zagrają na wyjeździe z Rosą Radom.

Zgorzelczanie do spotkania z Treflem Sopot przystępowali w roli zdecydowane faworyta - wicemistrzowie Polski mieli imponującą serię dziesięciu zwycięstw z rzędu, ale ich passa zatrzymała się na właśnie na meczu z "żółto-czarnymi", którzy bez żadnych kompleksów podeszli do lidera tabeli.

- Pewna seria zawsze się kończy. Może lepiej przegrać pierwsze spotkanie w "szóstkach" niż w tej najważniejszej części sezonu. Wiadomo, że nie jesteśmy z tego faktu zadowoleni, ale to się zdarza, bo na tym etapie sezonie nie ma już słabych drużyn - zauważa Filip Dylewicz, kapitan PGE Turowa, który nie ukrywa, że kluczem do porażki była bardzo słaba gra na deskach. Zgorzelczanie ten element koszykarskiego rzemiosła przegrali aż 23:39!

- Przegraliśmy bardzo wyraźnie walkę na zbiórce. Nie wykorzystaliśmy tego, że goście z Sopotu popełnili aż 23 straty. Szkoda, że nie udało nam się przechylić szali zwycięstwa na naszą korzyść - ocenia były gracz Trefla Sopot.

W niedzielę zgorzelczanie o godzinie 17:00 w Radomiu zmierzą się z miejscową Rosą, która w pierwszej kolejce niespodziewanie pokonała Energę Czarnych Słupsk.

- Jestem spokojny o przyszłość. Mam jednak nadzieję, że w końcu będziemy mogli trenować w normalnym składzie, bo kontuzje nas prześladują w tym sezonie. Cały czas mamy problemy z rotacją zawodników - podkreśla Dylewicz.

Jesteśmy na Facebooku. Dołącz do nas!

Źródło artykułu: