Mój redakcyjny kolega, Michał Żurawski, popełnił ostatnio tekst o magii Andreja Urlepa, a właściwie o braku takowej oraz o szansie, którą natychmiast powinien otrzymać dotychczasowy asystent Słoweńca, Rafał Frank. Oczywiście jako główny trener i oczywiście po utrącenia 56-latka.
Problem w tym, że według mnie to nie jest po prostu najlepszy moment na jakiekolwiek zmiany na stanowisku trenera. Sezon przekroczył półmetek, jesteśmy w trakcie szóstek, za chwilę rozpoczną się play-off, a więc dla niektórych do końca sezonu zostało tylko 11 spotkań. Czy naprawdę w ciągu tego czasu nowy trener jest w stanie odmienić oblicze zespołu i sprawić, że ten sięgnie po medal?
Utarło się, że nowy trener oznacza zawsze nową atmosferę i sama zmiana w sobie jako taka często jest tym, co sprawia, że zawodnicy ruszają się na parkiecie szybciej, żwawiej, chce im się bardziej. Bez dwóch zdań jest to czynnik stricte psychologiczny i nie ma znaczenia, czy następca to trener znany, mniej znany, z autorytetem czy bez. Zmiana trenera to zawsze większa nadzieja, optymizm i chęć do gry ze strony zawodników. Pytanie jednak brzmi - na jak długo to wystarczy? Tydzień, dwa, może miesiąc? Zawsze potem jednak następuje moment, w którym nowy trener musi pokazać coś, nomen omen, nowego, coś swojego. Musi pokazać, że ma pomysł na zespół i nie został zatrudniony tylko po to, by jakaś zmiana nastąpiła albo by uzdrowić atmosferę jedynie w pierwszym momencie. Musi po prostu zmienić coś w praktyce, czasami ryzykując poprzez zmianę strategii, pierwszej piątki, przesunięcia akcentów w ataku, korekt w obronie. Musi zaproponować szczegóły, które realnie zmienią styl gry.
Tylko jak to zrobić w momencie, w którym czasu nie ma? W którym czas ucieka, a każdy mecz może być na wagę dwóch punktów, odpadnięcia z rywalizacji czy po prostu widma zakończenia sezonu porażką?
Zmiana dla samej zmiany, zmiana tożsama z przekonaniem, że "z nowym będzie lepiej", lecz niepoparta żadnym rozsądnym argumentem mija się z celem. Można dokonać jej w zupełnie innych warunkach, bezboleśnie, już po sezonie.
Kolega Michał forsował opinię by władze klubu dały szansę Rafałowi Frankowi. Przyznam, nie znam tego trenera, ale zdołałem się dowiedzieć kilku rzeczy: przede wszystkim - asystentem trenera jest półtora sezonu, a w Czarnych jego główne zadanie to scouting rywali. Po drugie - nigdy nie pracował jako główny szkoleniowiec. I choć ze Słupska dobiegają jak najbardziej przychylne informacje o nim jako o asystencie, to powierzanie komuś takiemu funkcji głównego trenera przed najważniejszymi meczami sezonu można by nazwać, łagodnie mówiąc, ruchem dziwnym. A dla mnie jest to nawet "wrzucanie na minę" młodego, niedoświadczonego szkoleniowca.
- Rafał Frank ma wszystko, czego potrzeba nowemu szkoleniowcowi Energi Czarnych. Jest młody, zdeterminowany, ma ogromną wiedzę o koszykówce oraz chęć osiągnięcia sukcesu. Dodatkowo ma doskonały kontakt z zawodnikami, co może być istotnym czynnikiem wpływającym na końcowy wynik - napisał Michał. W porządku, ale czy Urlep nie ma ogromnej wiedzy o koszykówce i chęci osiągnięcia sukcesu? Oczywiście, że ma, a różnica jest jedynie taka, że jest star(sz)y.
Przepraszam, jeszcze kategoria "doskonały kontakt z zawodnikami". W Słupsku nie mieszkam, mogę polegać tylko na opiniach znajomych dziennikarzy. A ci zgodnie twierdzą, że Słoweniec nie ma dobrej passy wśród swoich zawodników. Dla mnie to jednak nic nadzwyczajnego. Nie widziałem zespołu, w którym trener byłby kochany i szanowany przez swoich koszykarzy przez cały sezon. Prędzej czy później zawsze pojawi się iskra, która spowoduje mniejszy lub większy konflikt. Na parkiecie jednak to nie powinno mieć żadnego przełożenia i wiedzą o tym zarówno mądry trener, jak i mądry koszykarz. Michał pisał o problemach np. Garretta Stutza czy Josepha Taylora i o tym, że nie mogą dogadać się ze szkoleniowcem. Ale kim tak naprawdę jest Stutz albo Taylor? To mistrzowie świata, gwiazdy z NBA? Czy ktokolwiek zadał kiedykolwiek pytanie Urlepowi na ten temat? Czy może wzięto za dobrą monetę fakt, że jeśli Amerykanie są przytłoczeni to musi to być wina impulsywnej natury Słoweńca?
Istotne, z punktu widzenia drużyny Czarnych, jest jednak coś innego. Czy Rafał Frank nadal miałby "doskonały kontakt z zawodnikami", gdyby - hipotetycznie - zastąpił Urlepa jeszcze w fazie szóstek? I tutaj wrócę do pierwszej części tekstu - na początku pewnie tak. Ale później? W momencie, w którym trzeba by pokazać, że ma się inny pomysł, inną strategię? Albo w momencie, w którym przegrany byłby jeden mecz, albo drugi? Czy wtedy zawodnicy nadal wierzyliby w jego możliwości i umiejętności? Czy może uznaliby, że zmiana nic nie dała, tracąc przy tym motywację do końca?
Być może niektórzy powiedzą, że ocieram się o gdybanie, ale podczas gdy Michał ukazał pozytywy w kontekście zatrudnienia dotychczasowego asystenta, ja ukazuję drugą stronę. Bo przy takiej decyzji trzeba wziąć pod uwagę każdą ewentualność. Także taką, że pomimo jakiejkolwiek zmiany, Energa Czarni nie staliby się nagle drużyną, która mogłaby rozstawiać po kątach najlepszych. Tak, najlepszych, bo przecież meczów ze słabymi już do końca sezonu nie będzie...
Rafał Frank jest dla mnie naturalnym kandydatem do objęcia schedy po Słoweńcu, ale po sezonie, dostając jednocześnie możliwość zbudowania swojego zespołu. Nominowany do tej posady w chwili obecnej to "wsadzanie na minę".
[b][url=http://www.facebook.com/Koszykowka.SportoweFakty]Jesteśmy na Facebooku. Dołącz do nas!
[/url][/b]