Clyde Drexler - chłopak z dobrego domu cz. II

- W drugiej klasie liceum miałem znakomite oceny, ale jeden przedmiot sprawiał mi problemy - opowiada Clyde Drexler. - Zarobiłem pierwszą jedynkę w życiu - z biologii.

Ziemowit Ochapski
Ziemowit Ochapski
"The Glide" uczęszczał do Liceum im. Rossa S. Sterlinga w Houston. 60 procent uczniów stanowili Afroamerykanie, 25 procent biali, a 15 procent Latynosi. Należał do prymusów, dlatego za wszelką cenę próbował ukryć przed mamą to jedno potknięcie. Podsuwając jej do podpisu kartkę z ocenami, rubrykę zatytułowaną "biologia" zakrył palcem. Rodzicielka była jednak czujna. - Pokaż mi to - zażądała. - Nie rób ze mnie idiotki. Co to ma być?! Od kiedy ty dostajesz jedynki?! Co ciekawe, Drexler swoją pierwszą "pałę" złapał nie dlatego, że nie rozumiał o czym mówiło się na zajęciach. Chłopak po prostu był tak zapatrzony w urodziwą nauczycielkę, że w ogóle nie słuchał, co miała ona do powiedzenia. Z czasem jednak zrozumiał, że musi bardziej skupić się na lekcjach i szkołę ukończył z piątką z biologii na świadectwie.

Liceum to dla wielu młodych ludzi pierwsze imprezy oraz miłości. Clyde'a w tamtym czasie nie interesowały zbytnio ani balangi, ani dziewczyny. Znacznie bardziej wolał spędzać czas na boisku do koszykówki lub pomagając w rodzinnej restauracji. - Pewnej nocy ja, Joe Cotton oraz Glen Gordon wybieraliśmy się na imprezę - wspomina Will Blackmon, kolega Drexlera. - To były pierwszy raz, kiedy piliśmy jakikolwiek alkohol. Kupiliśmy kilka win Boone's Farm i podjechaliśmy po niego pod jego dom. Każdy z nas trochę wypił i naprawdę dobrze się bawiliśmy. Przynajmniej tak nam się wydawało, bo gdy dotarliśmy na miejsce, okazało się, że Clyde śpi na tylnym siedzeniu. Pękaliśmy ze śmiechu. On nie był imprezowym gościem, a podczas nauki w liceum miał chyba tylko jedną dziewczynę.

Rodzinna restauracja nosiła nazwę Green's Barbecue i była własnością człowieka o nazwisku Harry Green. Pieczę nad lokalem sprawował brat Eunice, Thomas, a ona wraz ze swoją familią chętnie pomagała w prowadzeniu interesu. Po niespodziewanej śmierci Thomasa matka Clyde'a stała się najważniejszą osobą w knajpie. Z dzieciaków w pracę najbardziej zaangażowany był James junior, który już jako trzynastolatek przychodził do Green's cztery lub pięć razy w tygodniu. To właśnie dlatego nigdy nie grał w szkolnej drużynie koszykówki, choć na podwórku nie miał sobie równych. Nie myślał o zawodowej karierze i wolał zarabiać pieniądze niż poświęcać wolny czas na treningi. - Od ukończenia dwunastego roku życia do końca liceum pracowałem trzy lub cztery razy w tygodniu - opowiada "The Glide". - Ustawianie stolików, przyjmowanie zamówień i tak dalej. Jeśli akurat nie byłem w pracy, to można mnie było spotkać na boisku.

Pomiędzy pierwszą a drugą klasą liceum "Szybowiec" rósł jak na drożdżach i mierzył już prawie 190 centymetrów. Taki wzrost sprawiał, że mógł starać się o angaż do Sterling Raiders - szkolnej drużyny koszykówki. - Wszystkie moje ubrania nagle stały się za małe - mówi. - Rozmiar buta w ciągu pół roku zmienił mi się z 42 na 45. Drexler namiętnie ćwiczył wsady do kosza - najpierw piłką do siatkówki, a później już tą właściwą. Na boisku gimnazjum im. Alberta Thomasa chłopaki rywalizowały, któremu jako pierwszemu uda się wykonać pełnoprawny slam dunk. Clyde sztuki tej dokonał jako trzeci w kolejności, ale gdy już opanował rzemiosło, ciężko mu było przestać. - Pierwszego dnia musiałem wykonać po sto wsadów do każdego z koszy - wspomina. - To była euforia. Kiedy już raz mi się udało, chciałem zrobić to na tysiąc różnych sposobów.

Podczas gdy wielu nastolatków zajmowało się głównie paleniem trawki i picem wina, Clyde Drexler preferował tryb życia wolny od używek. Kochał sport i był członkiem pierwszej drużyny baseballowej Liceum im. Rossa S. Sterlinga. Marzył jednak o karierze na koszykarskim parkiecie. - Ćwiczył codziennie - opowiada Craig Lewis, przyjaciel Jamesa juniora. - Pamiętam, kiedy po raz pierwszy pokonał mnie w grze jeden na jednego. Ja miałem wtedy szesnaście lat, a on dwanaście. Był bardzo sumienny. Każdego dnia można było zobaczyć jak idzie ulicą i podrzuca piłkę. My chcieliśmy palić zioło i podrywać dziewczyny, a on zawsze trenował. Szanuję go za to. Pomimo niewątpliwego talentu i zaangażowania w doskonalenie swoich umiejętności, "Szybowiec" aż do ukończenia drugiej klasy liceum nie rozegrał ani minuty w licealnej drużynie koszykówki. Wielu ludzi myśli, że to z powodu pracy w restauracji, ale przyczyna była zupełnie inna. - W tygodniu naboru do zespołu rezerw rozchorowałem się na grypę - wspomina Drexler. - Gdy wróciłem do szkoły, spytałem kolegów: "kiedy będą testy?". Oni odpowiedzieli: "spóźniłeś się, były w zeszłym tygodniu". Clyde'owi za bardzo zależało na sprawie, żeby się poddać. Poszedł więc do trenera Cliftona Jacksona i poprosił, żeby ten mimo wszystko go przetestował. Coach się zgodził i zaprosił chłopaka na najbliższy trening. Wydarzenia w sali gimnastycznej zaważyły jednak na tym, że "The Glide" ostatecznie nie znalazł się w zespole. Drexler i jego kumpel, Will Blackmon, przedstawiają dwie różne wersje tego, co tam zaszło. - Ćwiczyliśmy kalistenikę - mówi Clyde. - Każdy zrobił po dwadzieścia pięć pompek, po czym trener rzekł: "hej ty, nowy, za spóźnienie musisz zrobić jeszcze raz tyle". Wówczas byłem trochę wychudzony, więc z ledwością wykonałem pierwszą serię. Podczas kolejnej po siódmym lub ósmym powtórzeniu padłem na twarz. Coach się wtedy zdenerwował i krzyknął: "Spóźniasz się i jesteś bez formy?! Wynocha z mojej sali!". - Ja pamiętam to trochę inaczej - wtrąca Will. - Na początku testów wykonywaliśmy ćwiczenia rozciągające, pompki, przysiady i inne tego typu rzeczy. Clyde nie radził sobie z pompkami. Wtedy trener powiedział: "Musisz robić to lepiej. Zrób jeszcze dziesięć. Jeśli nie potrafisz, to nie nadajesz się do gry". I wtedy Drexler wyszedł z sali. Nie dostał się do drużyny, bo nie potrafił wykonać dziesięciu pompek.
fot. Steve Lipofsky - Basketballphoto.com fot. Steve Lipofsky - Basketballphoto.com
Niezależnie od tego, co dokładnie zaszło w szkolnej sali gimnastycznej, Clyde'a najbardziej bolało to, że szkoleniowiec postawił na nim krzyżyk zanim zobaczył go w akcji. "Szybowiec" się załamał, ale za namową matki grał w koszykówkę poza drużyną prowadzoną przez Jacksona. Trzymał sztamę z chłopakami z pierwszego zespołu Sterling Raiders i niemal codziennie w przerwie na lancz rozgrywał z nimi mecze. Drexler w międzyczasie zdążył urosnąć do prawie 200 centymetrów, a gierki na przerwach zaczęły przyciągać coraz większą publikę. Na jedną z nich przybył nawet sam Clifton Jackson. Trener zobaczył jak "The Glide" rzuca mnóstwo punktów i prowadzi swój team do zwycięstwa. Kumple nosili Clyde'a na rękach, a coach do niego zagadnął: - Chcę, żebyś dla mnie grał. Planujesz startować do drużyny w przyszłym roku? Drexler miał w pamięci jak niedawno został potraktowany przez mężczyznę, więc w gniewie odparł: - Nie ma szans. Po chwili zadzwonił dzwonek i uczniowie rozbiegli się po klasach.
Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×