W czwartkowym spotkaniu Rosy z Anwilem świetna seria radomian została przerwana. Zostali oni zaskoczeni obroną strefową, zastosowaną przez podopiecznych Miliji Bogicevicia, na co nie mogli znaleźć sposobu. Oddali bardzo dużą liczbę rzutów, ale zdecydowana większość z nich nie znalazła drogi do kosza.
- Ta skuteczność nas zawiodła. Nie trafiliśmy tyle "trójek", ile normalnie trafiamy - przyznał Kamil Łączyński. W tym elemencie na 36 oddanych prób powodzeniem zakończyło się zaledwie 12. - Problem w tym, że potrzebna nam była mniejsza liczba tych rzutów - zaznaczył rozgrywający.
Spotkanie z włocławianami, jak i większość spotkań Rosy we własnej hali, obserwowała mama 24-letniego koszykarza. - Moja mama od początku mojej kariery jest na dziewięćdziesięciu pięciu procentach moich spotkań, jak tylko może to przyjeżdża - poinformował. - Oczywiście gdy grałem w Koszalinie czy Krośnie, to nie przyjeżdżała zbyt często ze względu na odległość. Z tego względu, że Radom jest w miarę blisko Warszawy, jest praktycznie na każdym spotkaniu. Cieszy mnie to, liczę na wsparcie rodziny, ona mi je daje. Na pewno to nie przeszkadza i nie deprymuje, ale pomaga - podkreślił Łączyński.
W niedzielę dojdzie do rewanżowego meczu z Rottweilerami, tym razem na wyjeździe. Co muszą zrobić zawodnicy ekipy z Mazowsza, aby wywieźć z Kujaw korzystny rezultat? - Przegraliśmy, świat się nie kończy, jedziemy do Włocławka. Są to dwa wyrównane zespoły i myślę, że jesteśmy tam w stanie powalczyć. Musimy przeanalizować naszą grę, ale przede wszystkim być dokładniejsi w rozegraniu piłki - zakończył rozgrywający.