Adam Parzych w trzech minionych sezonach grał dla Spójni Stargard Szczeciński. Obecne rozgrywki rozpoczął w Kotwicy Kołobrzeg, lecz w styczniu przeniósł się do odległego Krosna. Trzeci mecz play-off był okazją, by fani z Pomorza Zachodniego ponownie zobaczyli koszykarza w akcji. Kibice ze Stargardu Szczecińskiego nie zawiedli. W czasie sobotniego spotkania kilka razy zaznaczyli swoją obecność, a po meczu mieli okazję przez chwilę porozmawiać ze swoim przyjacielem.
- Ci kibice to moi najlepsi przyjaciele. Z nimi bardzo często mam kontakt. Są to przyjaciele na dobre i na złe. W każdej chwili by mi pomogli i ja tak samo im. Świetnie było ich zobaczyć po raz kolejny. Mam nadzieję, że jeszcze w niedzielę przyjadą mnie dopingować - powiedział dla Sportowefakty.pl Adam Parzych.
Koszykarz na parkiecie spędził 15 minut. W tym czasie zdobył 13 punktów, lecz jego zespół w nienajlepszych nastrojach opuszczał halę Szczecińskiego Domu Sportu. Krośnianie przegrali 74:97. - Zespół ze Szczecina był w znakomitej formie strzeleckiej. Wszystko, co rzucili to trafili. W pierwszej kwarcie zdobyli 38 punktów. Trudno to pobić, bo nawet zwykle w NBA tyle nie rzucają. Jest 2:1 i w niedzielę czeka nas kolejny mecz - ocenił Parzych.
W sobotę koszykarz mógł powrócić na swoją nominalną pozycję, gdyż do gry był już zdolny Grzegorz Grochowski. W dwóch wcześniejszych spotkaniach Parzych zastępował "Groszka" wraz z Michałem Musijowskim. - Grałem mniej na tej pozycji. Wrócił nasz pierwszy rozgrywający. Bardziej grałem, jako rzucający. Gdy jestem na boisku daję z siebie 100 proc. Tak zawsze będzie w obronie i ataku - podkreślił.