Przed czwartkowym spotkaniem pomiędzy Rosą a Anwilem w szeregach radomian pojawiło się trochę niepokoju w związku z informacją na temat absencji Kirka Archibeque'a. Jeden z najlepszych centrów Tauron Basket Ligi nie zagra w kilku najbliższych meczach, w tym w rewanżowym starciu we Włocławku.
Wydawać by się mogło, że podopieczni Miliji Bogicevicia będą chcieli za wszelką cenę wykorzystać brak zawodnika z największą liczbą zdobytych double-double. Tak jednak nie było. Rottweilery zaskoczyły gospodarzy obroną strefową. Zawodnicy Wojciecha Kamińskiego nie potrafili znaleźć na nią recepty.
Radomianie zanotowali bardzo słabą skuteczność i to, zdaniem wielu, było jedną z głównych przyczyn porażki. - To jest koszykówka. Raz grasz świetny mecz, trafiasz rzut za rzutem, a innym razem nie wychodzi ci kompletnie nic. Tak właśnie było z nami w czwartek - przyznał Kim Adams.
Amerykanin dobrze zastąpił swojego rodaka, przede wszystkim jeśli chodzi o walkę pod obiema tablicami. Zakończył mecz z trzynastoma zbiórkami na koncie - pięcioma w ataku i ośmioma w obronie. Dla porównania, jego vis a vis Seid Hajrić zebrał 9 piłek.
O ile o powyższy element nie można się do środkowego Rosy przyczepić, o tyle zdobył zaledwie 2 punkty. - Starałem się jak mogłem, ale na końcowy wynik pracuje przecież cały zespół. Za porażkę trzeba obwinić wszystkich, wygrywa i przegrywa cała drużyna - zaznaczył.
Czwartkowy pojedynek, delikatnie mówiąc, nie powalił poziomem. Radomianie zaliczyli 14 strat, o dwie mniej od przyjezdnych. Czy czuli zmęczenie wysoką intensywnością spotkań? - Nie, nie wydaje mi się. Byliśmy dobrze przygotowani do tego spotkania. Odbyliśmy odpowiednią liczbę treningów, więc nie tutaj tkwi problem - zakończył Adams.