Karol Wasiek: Słyszałem, że jesteś wielkim fanem meczów NBA. Zdarza ci się oglądać spotkania na żywo w trakcie rozgrywek Tauron Basket Ligi?
Aaron Cel: Muszę powiedzieć, że w trakcie sezonu zasadniczego w lidze NBA są takie mecze, które oglądam na żywo, mimo bardzo później pory. Ostatnio chociażby oglądałem spotkanie Indiana Pacers vs. Miami Heat. Nie można przegapić takiego meczu, jak jesteś wielbicielem koszykówki!
Mimo porannego treningu?
- Dokładnie. Wszystko biorę na klatę (śmiech). Wszystko dokładnie sobie planuję. W przeddzień meczu robię sobie drzemki między treningami i jakoś przeżyłem następnego dnia (śmiech).
To raczej rzadkość wśród koszykarzy. Większość preferuje oglądanie powtórek następnego dnia.
- Jak jest spotkanie pomiędzy najlepszymi drużynami Wschodu, to trzeba oglądać! Wiedziałem, że warto będzie to oglądać i kompletnie się nie zawiodłem.
Któraś z tych drużyn jest twoim faworytem do mistrzostwa?
- Podoba mi się styl gry Indiany Pacers, ale moim ulubionym zespołem jest San Antonio Spurs. Bardzo lubię grę Parkera. W dodatku szanuję takich zawodników jak: Duncan, Ginobili. Mają tam niesamowitą chemię. W dodatku są to bardzo skromni ludzie, mimo że już wiele w koszykówce osiągnęli.
Pamiętam, jak wielką furorę w internecie zrobiła sytuacja, w której Nicolas Batum złożył ci życzenia za pośrednictwem Twittera.
- (śmiech) Nicolas to mój bardzo dobry przyjaciel. Grałem z nim przez cztery lata we Francji. Czasami dzwonimy do siebie na skype.
O czym wówczas rozmawiacie?
- Wiadomo, że mi jest łatwiej śledzić to, co on robi w lidze NBA. Aczkolwiek raz mnie zaskoczył, bo rozmawialiśmy i mówił mi, że naprawdę fajnie walczyliśmy w Pireusie. Oglądał cały mecz i po spotkaniu do mnie napisał.
[nextpage]
Często sobie tak rozmawiacie?
- Wiadomo, że on ma bardzo napięty grafik. Jego życie wygląda trochę inaczej, niż moje (śmiech). Cieszę się, że mu się tak układa. Zasłużył na to. Mimo tych sukcesów - nadal pozostaje mega skromnym człowiekiem.
On od razu zapowiadał się takim talentem?
- Zaczynaliśmy razem w Le Mans jako juniorzy. Razem podpisaliśmy kontrakt zawodowy. On miał wówczas 18 lat, a ja 19. Co ciekawe, ja rzucałem może więcej punktów, z kolei on był bardziej wszechstronny. Było widać, że ma ogromny talent. Vincent Collet dał mu sporo minut i on bardzo szybko się rozwinął. Jak miał 19 lat - to on pofrunął do NBA, a ja dalej zostałem we Francji (śmiech).
Wydaje się, że gra w Portland mu służy...
- Miał szczęście, bo trafił do bardzo dobrego klubu. Szybko zyskał zaufanie trenera, zaczął otrzymywać minuty i odpłacał się dobrą grą. On jest bardzo pracowity i to zostało zauważone. Przez lata nabrał parę kilogramów, bo kiedyś był taką chudziną (śmiech). Poprawił rzut za trzy punkty.
Odwiedzisz go?
- Co rok jest taka opcja, ale jego sezon jest rozgrywany w tym samym czasie, co rozgrywki TBL, więc nie ma za bardzo okazji. W tym roku co prawda Portland ma lepszą drużynę, ale jedyna szansa, żebym do niego pojechał, to finały NBA. Życzę mu tego, ale będzie bardzo trudno.
Rozumiem jednak, że gra Parkera bardziej ci odpowiada?
- Nie ma co ukrywać, że gra Parkera to najwyższy z możliwych poziomów. Szanuję tego koszykarza. Zwróć uwagę na fakt, że w lidze NBA jest 12-13 Francuzów, ale tylko Parker co rok przyjeżdża na reprezentację. On nigdy nie odpuszcza. Pamiętam jak 5-6 lat temu Francja walczyła w kwalifikacjach i Parker tam był i na nic nie narzekał. Raz miał nawet złamany kciuk i włodarze Spurs chcieli go z powrotem, ale on został, bo wiedział, że we Francji też go wyleczą. Jego kariera naprawdę wzbudza szacunek.
Czemu Joakim Noah nie gra w reprezentacji Francji?
- Jego sytuacja jest dosyć specyficzna. On urodził się we Francji, ale w wieku 10 lat wyemigrował z rodziną do Stanów Zjednoczonych i tam się wychowywał. Mogę powiedzieć, że on jest takim Francuzem, jak ja Polakiem (śmiech). Bardzo by się przydał reprezentacji, ale problemem jest chyba fakt, że on do końca tego nie czuję.