PGE Turów nie pozostawił żadnych złudzeń w pierwszych meczu ćwierćfinałowym co do tego, który zespół jest lepszy i pokonał w Zgorzelcu AZS Koszalin 99:66. O ile pierwsza kwarta była dość wyrównana, o tyle w drugiej gospodarze zdemolowali rywali, notując w pewnym momencie serię... 20:0! W sześć minut zawodnicy Miodraga Rajkovicia zwiększyli przewagę ze stanu 24:20 do 44:20...
[ad=rectangle]
- Ta początkowa kwarta nie była rzeczywiście dobra w naszym wykonaniu, ale im dalej w mecz, tym było zdecydowanie lepiej, a ten run z drugiej kwarty, cóż, był imponujący w naszym wykonaniu - mówił po zwycięstwie Łukasz Wiśniewski, rzucający PGE Turowa.
Jednym wytłumaczeniem koszalinian może być to, że w spotkaniu nie zagrała dwójka koszkarzy: Krzysztof Szubarga oraz Piotr Dąbrowski. O ile ten pierwszy na pewno nie wystąpi również w starciu numer dwa, o tyle są szanse na grę, choć niewielkie, w przypadku drugiego Polaka.
- Wiemy jakie problemy mają w Koszalinie, ale tak naprawdę kompletnie nimi się nie przejmujemy. To są nasi rywale, a my po prostu musimy skupić się na swojej pracy. Każdą drużynę trapią jakieś kłopoty, ale trzeba sobie z nimi radzić - dodawał Wiśniewski.
PGE Turów jest murowanym faworytem do gry w finale play-off Tauron Basket Ligi i w pierwszym pojedynku ćwierćfinałowym pokazał swoją wielkość poprzez olbrzymią siłę rażenia w ofensywie. 10 graczy z 11, którzy pojawili sie parkiecie, zdobyło punkty, a piątka zanotowała występ na poziomie dwucyfrowym.
- Widać po naszej grze jak jesteśmy silni. Mamy bardzo dużą rotację i cały skład jest równorzędny. Każdy zawodnik może wyjść na parkiet i być liderem, bardzo spokojnie przekraczamy barierę 90 punktów jako zespół. Cóż, jest naprawdę dobrze, ale trzeba jednak pamiętać o tym, że to dopiero pierwszy, malutki kroczek w drodze po sukces - stwierdził Wiśniewski, który zakończył mecz z dorobkiem 12 punktów i trzech asyst.