Obrońcy tytułu przenieśli się na własny parkiet i różnica była widoczna gołym okiem. Stelmet tym razem nie miał tak gigantycznych problemów w ofensywie, jak to miało w sopockiej Ergo Arenie. W meczu numer cztery zielonogórzanie byli chimeryczni i właściwie niestabilni, brakowało solidnych opcji czy lidera. Tym razem, mimo nieobecności Vladimira Dragicevicia, radzili sobie naprawdę dobrze.
Co prawda Trefl w pierwszej kwarcie jeszcze dotrzymywał kroku, co zawdzięczał przede wszystkim dobrej postawie w strefie podkoszowej, ale w kolejnej odsłonie już odstawał. Nic dziwnego, bo mistrzowie Polski nadal grali na solidnym poziomie. Do tego mogli liczyć na świetnie dysponowanego Przemysława Zamojskiego, który już do przerwy zgromadził na swoje konto aż 14 punktów. Zresztą drużyna z Winnego Grodu miała imponującą skuteczność w rzutach z dystansu, co miało ogromny wpływ na rezultat.
[ad=rectangle]
A ten był korzystny dla podopiecznych Mihaila Uvalina. Gospodarze zdołali wywalczyć dziewięć punktów przewagi nad żółto-czarnymi po dwudziestu minutach gry. To była wyraźna zaliczka, ale nie można powiedzieć, że bezpieczna. Zwłaszcza mając w pamięci starcie numer cztery, w którym Trefl rewelacyjnie spisał się w czwartej kwarcie.
Nie było jednak niespodzianki czy też sensacyjnego zwrotu akcji. Mistrzowie Polski nie ustawali w narzucaniu własnych warunków. Natomiast zawodnicy Dariusa Maskoliunasa regularnie pudłowali. Sopocianie nie mogli się wstrzelić w rzutach z dystansu, co kosztowało im drogo - już w trzeciej odsłonie praktycznie stracili szansę na awans do finału. Przewaga Stelmetu bowiem rosła.
Mało tego, zielonogórzanie wciąż byli nienasyceni. Znakomicie spisywał się Christian Eyenga, dobrze pracował Adam Hrycaniuk. Dzięki temu klub z Winnego Grodu zupełnie nie odczuwał absencji Dragicevicia. W ostatniej kwarcie obrońcy tytułu pałali najwyraźniej taką żądzą zemsty, że postanowili znokautować żółto-czarnych. O litości nie było mowy, wskutek czego zakończyło się pewnym zwycięstwem oraz awansem do finału, gdzie wcześniej zameldował się PGE Turów.
Stelmet Zielona Góra - Trefl Sopot 86:65 (26:22, 19:14, 17:12, 24:17)
Stelmet: Przemysław Zamojski 19, Adam Hrycaniuk 12, Christian Eyenga 12, Łukasz Koszarek 11, Mantas Cesnauskis 7, Aaron Cel 6, Craig Brackins 6, Marcus Ginyard 5, Marcin Sroka 4, Kamil Chanas 2, Maciej Kucharek 2.
Trefl: Yemi Gadri-Nicholson 11, Paweł Leończyk 10, Adam Waczyński 9, Michał Michalak 8, Milan Majstorović 7, Lance Jeter 7, David Brembly 4, Marcin Stefański 3, Sarunas Vasiliauskas 3, Simas Buterlevicius 3, Łukasz Jaśkiewicz 0.
- czy mantas w koncu zagra na normlanym poziomie
- czy gwiazdor olimpakosu bedzie gral skoncentrowany
- czy Mokujin zagra jakos w miare, wczoraj z grJak bedzie ok to powalczymy z Turowem. Czytaj całość