Głębia składu PGE Turowa działa. Czy zadziała w niedzielę?
Przed finałem mówiło się o tym, że głębia składu PGE Turowa może dać tej drużynie mistrzostwo i rzeczywiście, dotychczasowe mecze pokazują przewagę zgorzelczan w tym elemencie. Złoto jest o krok.
Obecnie, po rozegraniu czterech starć i w przededniu meczu numer pięć, który jednocześnie może okazać się ostatnim pojedynkiem w serii, wniosek nasuwa się sam: trener Miodrag Rajković lepiej wykorzystuje potencjał swojego zespołu od swojego rodaka na ławce Stelmetu Zielona Góra, Mihailo Uvalina. Nawet w obliczu faktu, że Jakub Karolak nie otrzymał jeszcze żadnej szansy w tej rywalizacji, a wspomniany Stelmach zagrał niespełna kwartę ogółem.
- Mamy tak szeroki skład, że w każdym spotkaniu ktoś może błysnąć. Fajnie, że w tym meczu (numer cztery - przyp. M.F.) błysnął Uros Nikolić. Swoje dołożył Filip Dylewicz, nie mówiąc już o Mike’u Taylorze, który cały czas biega za Łukaszem Koszarkiem. Ja także dołożyłem coś od siebie do tego zwycięstwa - cieszył się po czwartkowym zwycięstwie Łukasz Wiśniewski.
Wiadomo, że PGE Turów wchodził do finału licząc przede wszystkim na swoich najważniejszych graczy: Damiana Kuliga, Filipa Dylewicza oraz J.P. Prince'a. Tymczasem oprócz nich, bardzo pożytecznie gra również wymieniony przez "Wiśnię" Uros Nikolić, który w dwóch meczach w Zielonej Górze zdobył 26 oczek i 14 zbiórek, a także Mike Taylor, dający oprócz skutecznej defensywy także atak - 10 punktów w meczu numer dwa i osiem w meczu numer cztery. Również autor powyższego cytatu dał znać o sobie w wielkim stylu w trzecim pojedynku, gdy rzucił 24 punkty, zaś w pozostałych trzech dokładał średnio ponad dziewięć oczek.- Trochę nas to dobija, że co mecz ktoś inny eksploduje. My tego też potrzebujemy, ale czasami tego brakuje. W ostatnim spotkaniu wynik był bliski remisu, ale na trzy minuty do końca może właśnie zabrakło nam trochę sił czy energii - tłumaczył wówczas playmaker, który zdecydowanie ma prawo czuć się zmęczony. Tylko Dylewicz rozegrał więcej minut od Koszarka w finale (143 do 140), lecz inna jest specyfika gry zawodnika na skrzydle, a inna prowadzącego ofensywę.
O ile decyzję Rajkovicia o ograniczeniu Karolaka czy Stelmacha bronią wyniki, o tym zasadne wydaje się być pytanie o minuty po drugiej stronie barykady, jak choćby minuty Mantasa Cesnauskisa, a zwłaszcza kolejno cztery, pięć i dwie w trzech ostatnich spotkaniach. W pierwszym starciu Litwin z polskim paszportem zagrał dłużej (14) tylko dlatego, że w pewnym momencie wydawało się, że sprawa ostatecznego rezultatu jest już rozstrzygnięta.
Stelmet ma problem z maksymalizowaniem potencjału zespołu. Właściwie tylko Adam Hrycaniuk (11 oczek w drugim meczu) i Aaron Cel (14 w trzecim) po razie dali znać o sobie w tej serii, zaskakując rywala, lecz to zdecydowanie za mało. Marcin Sroka zagrał dotychczas tylko dwa spotkania (łącznie 20 minut) a Kamil Chanas z meczu na mecz otrzymuje coraz mniej szans (37 minut ogółem w serii, siedem w meczu trzecim i sześć w czwartym). Również niewykorzystywane wydają się być walory Marcusa Ginyarda - łącznie sześć rzutów w trzech ostatnich meczach, wcześniej 12 oczek i osiem rzutów w pierwszym starciu.PGE Turów natomiast potrafi wykorzystać głębię składu i oprzeć grę swoich liderów o solidnie wsparcie z ławki. Jednocześnie umie zaskoczyć przeciwnika - na przykład wymienionym wcześniej Nikoliciem czy Michałem Chylińskim. Snajper drużyny nie istniał kompletnie w trzech pierwszych pojedynkach (łącznie sześć oczek i 36 minut), ale w ostatniej batalii zdobył 10 ważnych punktów w 22 minuty.
- Na pewno miałem do siebie pretensje o to, jak grałem, ale z drugiej strony - najważniejsze było to, że drużyna wygrywała i tylko to się dla mnie liczyło. Jeśli chodzi o mecz numer trzy to spędziłem na parkiecie trochę mniej czasu niż zwykle. Tak jednak uznał trener i ja to w 100 procentach szanuję. Liczy się przede wszystkim dobro zespołu. Ja, będąc na parkiecie, przede wszystkim starałem się walczyć mocno w defensywie. W ataku było trochę gorzej, ale wiedziałem, że muszę utrzymać koncentrację, bo może przyjść moment, w którym będę potrzebny - tłumaczył w piątek Chyliński. I taki moment nadszedł, a zawodnik był przygotowany.
Koszykarze obu drużyn mają już cztery mecze w nogach. Rozegranych w ciągu tygodnia. I choćby nie wiadomo jak mocno zaprzeczali i opowiadali o tym, że są przygotowani do trudów serii, na pewnym etapie sezonu organizmu już się nie oszuka. Kiedyś musi przyjść zmęczenie i zniżka formy. Wówczas widać, który zespół jest lepiej przygotowany jako całość i który zespół (trener) umie wykorzystać maksimum potencjału z tego materiału, który się ostał.
Statystyka przemawia zdecydowanie na korzyść zgorzelczan. W czterech meczach rezerwowi tej drużyny zdobyli łącznie 136 punktów (średnio 34 na mecz), przy tylko 87 przeciwnika (niespełna 22). Skreślać Stelmetu jednak nie można. To mistrz Polski, a serca mistrza nie wolno lekceważyć nigdy. Dotychczasowa seria i skuteczne wykorzystywanie głębi składu przez Turów każą jednak spoglądać w stronę niedzielnego pojedynku jako ostatniego w tym sezonie.