Michał Fałkowski: Na wschód od finałów, część 4

J.P. Prince był bardzo pewny siebie po mecz numer cztery i wobec wszystkich fanów w Polsce powiedział, że Stelmet rozegrał właśnie ostatni mecz w swojej hali w sezonie. Czy aby na pewno?

Wszyscy słyszeliście, co w wywiadzie telewizyjnym powiedział z jednej strony całkowicie wyluzowany, trzymający córeczkę na ręku, a z drugiej maksymalnie pewny siebie, J.P. Prince. To nie jest dobry znak dla Stelmetu Zielona Góra, bo im więcej będzie luzu w poczynaniach PGE Turowa, tym będzie grało im się łatwiej. O ile oczywiście nie pomylą luzu ze wyluzowaniem. Na to ewentualnie będzie czas po meczu. Tak jak to było w przypadku czwartego starcia i wypowiedzi "Księcia".
[ad=rectangle]
***

Pytanie czy nastrój Prince'a udzielił się reszcie drużyny?

W sobotę rozmawiałem z trenerem Miodragiem Rajkoviciem przez telefon. Nie namówiłem go jednak na jakąkolwiek oficjalną wypowiedź. Argumentował, że zabranie głosu przez trenera w obecnym momencie, w przededniu najważniejszego meczu sezonu, to nie najlepsza decyzja. Stwierdził tylko, że nie chce wywierać jeszcze większej presji na swoich koszykarzy; wystarczy już tylko sama świadomość, że są - jak to określił z kolei Michał Chyliński - i bardzo blisko, i jednocześnie bardzo daleko od nieba bram.

Powiedziałem trenerowi, że tak naprawdę jednak nie powinien się mieć czego bać, wszak to on i jego zawodnicy mają wszystkie argumenty w swoich rękach. I od tego jak będą z nich korzystać, zależy wynik całej serii. W jedną, lub drugą stronę.

Ogółem jednak stwierdzam przed meczem - albo trener Rajković nie chce zapeszać, albo czuje się trochę niepewnie. I stąd moje pytanie na początku tej części tekstu.

***

Rozmawiałem również z graczami Stelmetu: Craigiem Brackinsem i Marcusem Ginyardem. Obaj przyznali mi, że nie myśleli przed finałem, że po czterech meczach będą w tak trudnym położeniu. Jednak każdy z nich używał sformułowania "tough situation", a gdy ja w pytaniach zawierałem słowo "snafu" - zapierali się rękoma i nogami.

Nie ma jednak czego im się dziwić. Co tak naprawdę zostało im, i innym graczom Stelmetu? Tylko to by sprawić, by ich kibice uwierzyli, że jeszcze nie wszystko jest skończone, podrasować nieco własną pewność siebie jednoznacznymi komentarzami w mediach oraz wyjść na parkiet i na przekór wszystkiemu spróbować jeszcze wydrzeć mistrzostwo Polski z rąk PGE Turowa.

Bardzo fajną rzecz powiedział Marcus, człowiek na co dzień interesujący się socjologią czy psychologią (przynajmniej tak było we Włocławku).

- Wszyscy wiedzą, jak potrafi zachować się człowiek, gdy jest w sytuacji bez wyjścia. W tej kwestii jesteśmy trochę jak zwierzęta - zapędzeni w róg. Nie mamy całkowicie nic do stracenia, nie możemy się już bronić, musimy zaatakować. I to zrobimy. Jeśli będziemy walczyć, mamy szanse wygrać. Jeśli nie będziemy, nie mamy żadnych szans - stwierdził Amerykanin i rzeczywiście coś w tym jest.

Pytanie brzmi więc w tym momencie brzmi: czy świadomość ostatniego - być może - meczu sezonu każe postawić wszystko na jedną kartę, czy jednak spęta im ręce i nogi?

***

Tyle o psychologii sportu z punktu widzenia psychologicznego laika, który opiera ten tekst o to, co widział i przeżył w swoim kibicowsko-dziennikarskim życiu.

Bardzo zazdroszczę obecnie fanom PGE Turowa sytuacji i emocji. Tak jak kiedyś napisałem dla innego portalu tekst o tym, że zazdroszczę Zastalowi atmosfery debiutanckiego sezonu w ekstraklasie i gry na wielkiej, wznoszącej fali hurraoptymizmu, tak wczoraj, w sobotę, przypomniałem sobie jak to było 14 czerwca 2003 roku.

Dzień przed szóstym starciem finałowego pojedynku Prokom Trefl - Anwil. Włocławianie kilka dni wcześniej wyrwali zwycięstwo w Sopocie, wychodząc na prowadzenie w serii 3-2. Ja i moi koledzy, wówczas kilkunastoletni kibice, graliśmy w koszykówkę antycypując to, co za kilkadziesiąt godzin wydarzyć się miało w Hali Mistrzów. Anwil wygrał oczywiście i u nas na betonowym boisku z zardzewiałymi koszami, i dobę później. Aczkolwiek nie przewidzieliśmy dogrywki i tego, że włocławianie wygrają 93:88, choć w trzeciej kwarcie przegrywali już 58:70...

Dogrywki życzyłbym sobie i w niedzielę w Zgorzelcu. A potem niech się już dzieje co chce...

[b][url=http://www.facebook.com/Koszykowka.SportoweFakty]Jesteśmy na Facebooku. Dołącz do nas!

[/url][/b]

Źródło artykułu: