Magic Johnson - po prostu showtime cz. IV

Ziemowit Ochapski
Ziemowit Ochapski
Sycamores pokonali DePaul 76:74, a Magic już wtedy wiedział, że mecz z drużyną Larry'ego Birda nie będzie spacerkiem. - Bird i ja byliśmy wówczas dwoma najbardziej rozpoznawanymi zawodnikami akademickimi w kraju, ale nasze zespoły wcześniej ze sobą nie grały - wspomina. - W rzeczywistości przed meczem z DePaul nigdy wcześniej nie widziałem go w akcji. Ale uwierzcie mi, ten jeden raz wystarczył. Nie chodzi tylko o to, że zdobył 35 punktów i miał 16 zbiórek oraz 9 asyst. Najbardziej zaimponowało mi to jak uchronił swój zespół od porażki.

24 marca 1979 roku w Special Events Center w Salt Lake City roiło się od reporterów. Finał NCAA pomiędzy Michigan State University a Indiana State University poprzedziła specjalna konferencja prasowa. Przed spotkaniem z dziennikarzami Jud Heathcote ostrzegał Johnsona: - Earvin, będą cię pytać czy jesteś lepszy od Birda. Uważaj na każde słowo, które wypowiesz. Uwierz mi, w prasie zostanie to tysiąckrotnie wyolbrzymione. Coach miał rację. W czasie spotkania z mediami w końcu padło wyżej wymienione pytanie. - Oglądałem go wczoraj i był niesamowity - odpowiedział Magic. - Jest starszy, bardziej dojrzały niż ja i na tym etapie to prawdopodobnie lepszy gracz. Johnson w swojej wypowiedzi popisał się prawdziwą dyplomacją, ale w gruncie rzeczy powiedział dokładnie to co myślał.

Kilka godzin później Spartanie świętowali najważniejszy triumf w swojej historii. Magic Johnson, autor 24 punktów, 7 zbiórek oraz 5 asyst był zdecydowanie najlepszym zawodnikiem spotkania, a jego zespół triumfował 75:64. Kluczem do zwycięstwa było indywidualne krycie Larry'ego Birda, dzięki czemu lider Sycamores fatalnie pudłował i zakończył spotkanie z dorobkiem 19 "oczek" przy mizernej skuteczności 7/21 z gry. Wraz z końcową syreną połowę kibiców zgromadzonych w Special Events Center ogarnął szał niekontrolowanej radości. Magic Johnson również się cieszył, ale widząc płaczącego Larry'ego Birda z ręcznikiem narzuconym na głowę nie pozostał wobec niego obojętny. - Wiedziałem, że gdyby coś poszło nie tak, to byłbym na jego miejscu - opowiada. - Też przeżywam porażki w ten sposób. Gdy dołączałem do reszty zespołu, żeby celebrować zwycięstwo, dotarło do mnie, iż to nie koniec tej historii. Czułem, że jeszcze kiedyś się spotkamy.

Magic Johnson po sezonie 1978/79 został wybrany do pierwszej piątki All-America oraz otrzymał tytuł MVP turnieju NCAA. Zdecydował się na przystąpienie do draftu NBA i niemal pewne było, że zostanie wybrany z numerem pierwszym. Wszystko przez to, że Larry Bird uczestniczył już we wcześniejszej loterii, a prawa do niego zarezerwowali sobie Boston Celtics. O tym, któremu zespołowi przyznana zostanie "jedynka" w 1979 roku, tradycyjnie miał zadecydować rzut monetą. O pierwszeństwo wyboru rywalizowali Chicago Bulls oraz Los Angeles Lakers, którzy swój pick otrzymali od New Orleans Jazz w ramach wymiany w 1976 roku. - Bulls bardzo mnie chcieli, ale ja nie odwzajemniałem tego uczucia - opowiada Magic. - Jeśli wygraliby losowanie, prawdopodobnie z miejsca zapragnąłbym wrócić na uczelnię na rok lub dwa. Po pierwsze, mieli w składzie znakomitego rozgrywającego Reggie'go Theusa, a po drugie pięć lat przed przybyciem Michaela Jordana ciężko było sobie wyobrazić ich jako zwycięzców. Johnson potrafił kalkulować. NBA to nie liga licealna czy akademicka i wybić się w niej będąc zawodnikiem outsidera jest niezwykle ciężko. Na tym poziomie w pojedynkę da się zdziałać zdecydowanie mniej niż na niższych szczeblach. Lakers stanowili natomiast zespół prawie kompletny i mieli w składzie króla strefy podkoszowej - Kareema Abdul-Jabbara.

Rzut monetą wygrali Jeziorowcy, jednak nie byli oni tak chętni do zaangażowania Magica jak Byki. Uważali, że facet o wzroście 206 centymetrów i atletycznej sylwetce nie za bardzo nadaje się na rozgrywającego. Wiedzieli, że Earvin to utalentowany młodzieniec, lecz targały nimi wątpliwości. Dopiero opinia przyszłego właściciela zespołu, Jerry'ego Bussa, przekonała sztab szkoleniowy do wybrania w drafcie chłopaka z Lansing. 25 czerwca 1979 roku w nowojorskiej Madison Square Garden miała miejsce ceremonia, podczas której Los Angeles Lakers oficjalnie zapewnili sobie możliwość podpisania kontraktu z Magikiem - Buss obserwował grę Michigan State w telewizji i uznał, że jestem człowiekiem, który może pomóc Lakersom - mówi Johnson. - Lubił mój styl oraz entuzjazm i wierzył, że zaangażowanie mnie poderwie z krzesełek fanów drużyny.

Do uzgodnienia pozostawała wysokość kontraktu świeżo upieczonego Jeziorowca. Na negocjacje z Jackiem Kentem Cookiem Magic wybrał się do Los Angeles w towarzystwie ojca oraz dwóch doradców - prawnika George'a Andrewsa i psychologa Charlesa Tuckera. Początkowo żądał pięcioletniej umowy na kwotę sześciuset tysięcy dolarów rocznie oraz dodatku edukacyjnego, gdyż pragnął uczestniczyć w letnich kursach organizowanych przez Michigan State University. Największy as Jeziorowców, Kareem Abdul-Jabbar, zarabiał o zaledwie pięćdziesiąt "kawałków" więcej, dlatego ustępujący właściciel ekipy z "Miasta Aniołów" nie mógł zaakceptować warunków Johnsona. - Ustalmy pewne rzeczy - powiedział. - Nie będę płacił za twoją szkołę. Ja sam zadbałem o swoją edukację i ty też możesz to zrobić. W tej chwili mogę ci zaoferować czterysta tysięcy dolarów. To nie jest tyle, ile chcesz, lecz to i tak cholernie dużo kasy.
fot. Steve Lipofsky fot. Steve Lipofsky
Magikowi nie spodobała się oferta biznesmena. Ten początkowo nie zamierzał jednak jej zmieniać. - Chcielibyśmy cię mieć i będziemy szczęśliwi jeśli podpiszesz z nami kontrakt - mówił. - Ale drużyna sobie poradzi również bez ciebie. - Rozumiem - odparł koszykarz. - W takim razie chyba wrócę na uczelnię. Tych kilka słów wystarczyło, żeby wywrzeć presję na włodarzu Lakersów. Zaproponował on, żeby Magic został w Los Angeles na noc i przespał się z jego propozycją. - To naprawdę hojna oferta - mówił później Earvin senior. - Ja przez całe życie zarobiłem w fabryce tyle, ile on ci proponuje za zaledwie rok. Nie bądź chciwy, synu. Johnson junior nie dał się jednak przekonać tacie. Wiedział czego chce i oczekiwał przynajmniej pół miliona dolarów za sezon. Następnego dnia Jack Kent Cook zaakceptował jego żądanie, a dobicie targu uczczono uroczystym lanczem.

Koniec części czwartej. Kolejna już w najbliższy piątek.

Specjalne podziękowania dla Steve'a Lipofsky'ego, oficjalnego fotografa Boston Celtics w latach 1981-2003 oraz twórcy serwisu Basketballphoto.com, za udostępnienie zdjęć wykorzystanych w artykule.

Bibliografia: Earvin Magic Johnson with William Novak - My Life, Sports Illustrated, Los Angeles Times, sports-reference.com.

Poprzednie części:
Magic Johnson - po prostu showtime cz. I
Magic Johnson - po prostu showtime cz. II
Magic Johnson - po prostu showtime cz. II

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×