Chcę grać w swoim rodzinnym mieście - rozmowa z Jarosławem Kalinowskim, zawodnikiem Zastalu Zielona Góra

Zastal Zielona Góra w swoich szeregach znów ma Jarosława Kalinowskiego. Rozgrywający powrócił do zielonogórskiego klubu, po tym jak rozwiązał umowę z AZS-em OSRiR Kalisz. W rozmowie z naszym portalem, słynny "Kali" opowiedział między innymi o przyczynach swojego odejścia z kaliskiego zespołu.

Marcin Jeż: Rozegrał pan osiem spotkań w barwach AZS-u OSRiR Kalisz, po czym opuścił pan kaliską drużynę. Dlaczego rozstał się pan z klubem w trakcie sezonu?

Jarosław Kalinowski: Z zarządem klubu dogadaliśmy się, że za porozumieniem obu stron rozwiążemy kontrakt na zasadach takich, że dalej nie będę grać w zespole z Kalisza, ponieważ czekam na pewne zaległości z klubu.

Kiedy odszedł pan z kaliskiej ekipy, miała ona na swoim koncie trzy zwycięstwa i pięć porażek. Na pewno nie był to wymarzony rezultat...

- Na pewno graliśmy w kratkę. Raz graliśmy dobrze - taka postawa była przeplatana też słabymi występami.

Pan odszedł z ekipy AZS-u Kalisz, został tam za to pana brat - Dariusz. W kaliskim klubie na pewno ma on duże szanse na rozwój, gdyż w każdym meczu dostaje od trenera średnio 24,3 minut na parkiecie...

- Na pewno w Kaliszu robi on duże postępy. Tam ma okazję do regularnych występów, dostaje minuty, aby się ograć w pierwszej lidze. Myślę, że gdziekolwiek nie grałby, a dostawałby dużo okazji do gry, stawałby się lepszym zawodnikiem.

Chciał pan powrócić do Zastalu?

- Chcę grać w Zastalu, ponieważ Zielona Góra jest moim rodzinnym miastem i tutaj mieszkam. Chcę zdobywać punkty dla klubu, w którym nauczyłem się grać w koszykówkę.

Kto wyszedł pierwszy z inicjatywą, aby wzmocnił pan szeregi zielonogórskiego teamu?

- Ja zadzwoniłem do prezesa klubu i się zapytałem, czy chciałby, abym grał w Zastalu. Prezes porozmawiał z władzami klubu oraz z trenerem i znów jestem w zielonogórskiej drużynie.

To, że odszedł pan z zespołu AZS-u, nie oznacza, że w obecnym sezonie znów nie zawita pan w kaliskiej hali. Zastal Zielona Góra z podopiecznymi Marka Białoskórskiego zmierzy się w rundzie rewanżowej, tym razem w Kaliszu. Nie obawia się pan, że kaliscy sympatycy basketu będą mieli panu za złe, że rozstał się pan z kaliską ekipą?

- Myślę, że nie. Jeżeli dogadałem się z klubem za zgodą obu stron, że odchodzę z Kalisza, to myślę, że kibice to zrozumieją. Nie była to tylko moja decyzja, ale również zarządu.

Ma pan już za sobą debiut w barwach Zastalu w tegorocznych rozgrywkach. W meczu w Katowicach przeciwko AZS-owi AWF spędził pan na parkiecie blisko 17 minut. W tym czasie nie zdobył pan jakichkolwiek punktów, oddając cztery rzuty zza linii 6,25, które okazały się niecelne...

- Bardzo słabo wypadłem w tej potyczce. Nie ukrywam, że jestem zawiedziony swoją postawą w spotkaniu w Katowicach. Uważam, że z meczu na mecz powinno być coraz lepiej.

Jak panu współpracuje się ze szkoleniowcem Zastalu, Tomaszem Herktem?

- Bez zarzutów. Jestem bardzo zadowolony z tego, że mogę pracować razem z trenerem Herktem. Myślę, że współpraca przez cały czas naszego bytowania w klubie, będzie układała się dobrze.

W obecnym sezonie zielonogórski zespół poniósł już pięć porażek. Wszystkie przegrane mecze "Zastalowców" wahały się w granicach 2-6 punktowej różnicy między przeciwnikami. W kilku z tych przypadków Zastal mógł zwyciężyć, ale w końcówkach spotkań nie potrafił utrzymać przewagi. Co może być przyczyną tego, że w zespole w najważniejszych momentach meczu coś pęka?

- Może być to w kwestii psychiki - ekipa Zastalu ma wypracowaną przewagę punktową, na przykład, jak to miało miejsce w meczach przeciwko zespołom z Krosna i Białegostoku, a nie potrafi dowieźć tej zaliczki do końca. Sądzę, że niedługo przyjdzie taki czas, że w końcówkach spotkań będziemy już te prowadzenie trzymać mocną ręką i nikt nie będzie nam odbierał prowadzenia tuż przed końcem meczu.

Komentarze (0)