Andrzej Pluta zadebiutował w ekstraklasie w sezonie 1994/1995, kiedy to jako 20-letni koszykarz znalazł się w składzie Stali Bobrek Bytom po transferze z Pogonii Ruda Śląska. W swoim rodzinnym mieście grał wcześniej przez trzy pełne sezony, lecz była to tylko pierwsza liga. Choć zespół z Bytomia nie miał wielkich aspiracji, kończąc sezon na zaledwie 6. miejscu, sam koszykarz potwierdził swoje nieprzeciętnie umiejętności znane z niższej klasy rozgrywkowej. W swoim pierwszym sezonie notował bowiem przeciętnie 10,7 na mecz. Co ciekawe, średnia ta, nie wliczając obecnego sezonu, była najsłabszą w całej karierze Pluty na parkietach ekstraklasowych.
34-letni dziś koszykarz w Bytomiu spędził pięć lat, rozgrywając 209 spotkań. W tym czasie zdobył srebrny medal w roku 1996, zaś trzykrotnie zakładał na szyję brązowy krążek (1997, 1998, 1999). Tak długo Pluta nie grał w żadnym innym klubie, gdyż w pewnym momencie swojej kariery z roku na rok zmieniał pracodawców. Począwszy od sezonu 1999/2000 przywdziewał kolejno koszulki: Pogonii Rudy Śląskiej, Broku Czarnych Słupsk, Old Spice Pruszków, Anwilu Włocławek, Prokomu Trefl Sopot, Reims Champagne Basket (jedyny sezon w karierze poza Polską) oraz Turowa Zgorzelec. W czasie tułaczki i ciągłych przeprowadzek zdobył dwa krajowe mistrzostwa pod rząd - z Anwilem w sezonie 2002/2003 oraz z Prokomem rok później.
Na pewną stabilizację zawodnik zdecydował się dopiero przed sezonem 2006/2007, kiedy to powziął decyzję o związaniu po raz drugi z włocławskim Anwilem. Jak widać, był to dobry wybór, gdyż w barwach tego zespołu gra do dziś. I właśnie reprezentując ekipę z Kujaw przyjdzie mu rozegrać swój 500. mecz w karierze na ekstraklasowych boiskach - w niedzielny wieczór przeciwko zespołowi Energi Czarnych Słupsk. Do tej pory wystąpił bowiem w 499. spotkaniach, zaś jego średnia punktowa z całej kariery to pułap, do którego będzie bardzo trudno zbliżyć się komukolwiek - 14,8.
Jednakże w każdej beczce miodu znajdzie się łyżka dziegciu. Wygląda na to, iż ten sezon może być najgorszy dla Pluty pod względem indywidualnym od początku kariery koszykarskiej. Koszykarz nie jest już graczem pierwszej piątki, i choć wspiera swoich partnerów wchodząc z ławki rezerwowych, gołym okiem widać, że zdobywane 9,7 punktu na mecz to dużo poniżej umiejętności i ambicji byłego reprezentanta Polski.