Karol Wasiek: To prawda, że uśmiech nie schodzi z twojej twarzy ani przez moment?
DeShawn Painter: To prawda! Skąd o tym wiedziałeś? (śmiech) Kocham się uśmiechać do innych ludzi. Chcę takim zachowaniem sprawić, żeby wszyscy ludzie dookoła mnie również byli zadowoleni z życia. To jest ważne, żeby mieć pozytywny stosunek do innych. Mogę z całą świadomością powiedzieć, że jestem bardzo towarzyską osobą.
A gdy przegrywasz...?
- Wiadomo, wówczas uśmiechu być nie może, ale warto zauważyć, że z każdej porażki można wyciągnąć dla siebie coś dobrego. Każda przegrana czegoś uczy i jeśli szybciej wyciągniesz wnioski, tym lepiej dla ciebie i twojej drużyny. Ale mam nadzieję, że z Treflem nie będziemy za duży przegrywać! (śmiech) Przecież w poprzednim sezonie drużyna zajęła trzecie miejsce...
[ad=rectangle]
Widzę, że zasięgnąłeś języka w środowisku przed podpisaniem kontraktu...
- Zdecydowanie! Na Słowacji grałem z Kacprem Sękiem i przed podpisaniem umowy zgłosiłem się do niego i on wszystko mi opowiedział. Zresztą to mój dobry przyjaciel, ufam mu w 100 procentach. Kacper powiedział mi, że Trefl jest bardzo dobrze zorganizowanym klubem. W dodatku podkreślał, że Sopot jest świetnym miastem do życia i muszę przyznać mu rację. Po pierwszych tygodniach mogę powiedzieć, że naprawdę znakomicie się tutaj czuję.
A twój agent jak przedstawił ofertę Trefla?
- Od razu namawiał mnie na podpisanie kontraktu z racji tego, że w Treflu będę mógł się rozwinąć koszykarsko pod opieką Dariusa Maskoliunasa. Zresztą powiedział takie zdanie, które zapadło mi w pamięć: "Polska liga jest świetna dla młodych zawodników, którzy chcą poprawić swoje umiejętności i w przyszłości trafić do jeszcze lepszych rozgrywek". Uznałem więc, że warto spróbować.
Jak ocenisz swój premierowy sezon w Europie?
- To była wielka nauka dla mnie. Po raz pierwszy w życiu opuściłem Stany Zjednoczone i przeniosłem się do Europy. Miałem wiele wzlotów i upadków, ale wiedziałem, że tak będzie. Byłem bardzo daleko od rodziny i przyjaciół i nie ukrywam, że trochę mi tego brakowało. Nie wiedziałem, jak się zachować w pewnych sytuacjach kryzysowych - do kogo zadzwonić, z kim porozmawiać. Aczkolwiek po roku gry mogę powiedzieć, że wydoroślałem. Chyba potrzebowałem tej rozłąki (śmiech).
Nie wspomniałeś nic o koszykówce...
- Jeśli chodzę o koszykówkę to mogę powiedzieć, że to był trochę szalony rok. Nie dość, że był to premierowy sezon, to jeszcze w trakcie rozgrywek zmieniłem klub. Aczkolwiek ta zmiana wyszła mi na dobre, bo z ekipą z Austrii walczyłem o wysokie cele w lidze, a tego nie miałem na Słowacji. Tam drużyna ledwo wiązała koniec z końcem. A ja chciałem pograć nieco o wyższe cele i dlatego zmieniłem zespół. W Austrii spotkałem świetnego trenera, który każdego dnia podkreślał, że jedynie ciężką pracą mogę coś osiągnąć w koszykówce. Taki mentor był mi bardzo potrzebny.
Odgrywałeś jednak mniejszą rolę niż na Słowacji. Nie przeszkadzało ci to?
- Wiesz, dołączyłem do zespołu w trakcie rozgrywek. Trudno było przebić się w ataku tak skutecznie, jak w poprzednim klubie. Miałem wyznaczone zadania do wykonania. Starałem się je jednak realizować najlepiej jak potrafię.
Co Treflowi Sopot może dać DeShawn Painter?
- Potrafię wyjść na półdystans i rzucić z wyskoku. Myślę, że jest to atut dla zawodnika z mojej pozycji. Do tego lubię walczyć o zbiórki, więc pole trzech sekund jest moim miejscem w taktyce trenera. Mam nadzieję, że pomogę Treflowi w znaczący sposób.