Miasto Szkła Krosno pokonało Spójnię Stargard Szczeciński 57:53. - To był mecz obrony. Dwa zespoły z bardzo dobrymi trenerami, którzy stawiają na obronę. Dlatego taki niski wynik. Mecz do końca bardzo zacięty. W drugiej kwarcie mieliśmy przewagę, ale później ją straciliśmy. Spotkały się zespoły posiadające zawodników z dużym doświadczeniem, którzy grali w ekstraklasie. Ten pojedynek był fajny dla widzów i nas zawodników - ocenił rzucający obrońca podkarpackiej drużyny.
[ad=rectangle]
W czwartej kwarcie goście mogli utracić to, na co tak ciężko pracowali. Spójnia ich zatrzymała i odrobiła dziewięciopunktową stratę. Jeden z faworytów I ligi nie załamał się tym faktem i w decydujących fragmentach powrócił na prowadzenie. - To nasz stoicki spokój. Czujemy się mocni. Nie przegraliśmy jeszcze meczu, więc może lepszym sprzyja szczęście - przyznał Adam Parzych.
Krośnianie świetnie rozpracowali swoich ostatnich przeciwników. Doskonale wiedzieli, że kluczem do sukcesu będzie agresywna obrona i zatrzymanie obwodowych Spójni. To udało się zrealizować. - Przygotowujemy się do każdego meczu. Próbujemy odczytać zagrywki i rozpoznać walory poszczególnych zawodników. To daje nam dużo korzyści - wyjaśnił nasz rozmówca.
W niedzielę Adam Parzych zagrał pierwszy mecz przed stargardzką publicznością po tym, jak rok temu pożegnał się ze Spójnią. Koszykarz ten nie powtórzył sytuacji kilku innych zawodników, którzy przeciwko byłemu klubowi rozgrywali często najlepsze mecze w sezonie. W niedzielę zdobył dwa punkty. Na parkiecie spędził 25 minut i był ważnym elementem w defensywie drużyny dowodzonej przez Michała Barana. Dodatkowo jednak rzucający obrońca Miasta Szkła Krosno zmagał się z kontuzją pleców. - To jest mała kontuzja. Mam nadzieję, że kibice Spójni pamiętają mnie, że zawsze dawałem z siebie wszystko. Bez względu na to, czy kontuzja była, czy nie. Trochę przeciwbólowego leku, jakiś masarz i jedziemy dalej - powiedział Parzych.