Drugie mistrzostwo dla Anwilu - wywiad z Markiem Wojtkowskim, nowym prezydentem Włocławka

Michał Fałkowski
Michał Fałkowski
Michał Fałkowski: Kiedy zaczął pan chodzić na mecze Anwilu Włocławek? Marek Wojtkowski (prezydent Włocławka): O ile mnie pamięć nie myli, był to rok 2001. Zacząłem interesować się koszykówką dlatego, że to była jedyna profesjonalna drużyna sportowa we Włocławku na wysokim poziomie. Cieszę się bardzo, że akurat wtedy zacząłem, bo przecież w kolejnym sezonie świętowaliśmy mistrzostwo Polski. To największy sukces Anwilu w historii i zarazem największy sukces sportowy miasta. Nie pamiętam w tej chwili jakie to było spotkanie, na którym pojawiłem się po raz pierwszy, ale na pewno jakiś szlagier. Mogę dzisiaj strzelać, że prawdopodobnie chodziło o pojedynek ze Śląskiem Wrocław.
Koszykówka była wówczas na fali wznoszącej.

- Zdecydowanie dzisiaj jest inaczej, niż było kilkanaście lat temu, ale myślę, że składowych jest tyle, że nie sposób rozmawiać o nich w jednym wywiadzie. Niemniej, Włocławek przeżywał wówczas boom na koszykówkę i pamiętam tę atmosferę napięcia przed każdym spotkaniem z odwiecznym rywalem z Wrocławia.

Pytam o to wszystko, bo w swojej kampanii wyborczej bardzo często odnosił się pan do kwestii sportu, a także do kwestii Anwilu Włocławek. Wskazywał pan co można zrobić lepiej, jak pomóc i co pan zrobiłby, gdyby wyborcy pana wybrali. To koniunkturalizm czy rzeczywista potrzeba prezydenta Marka Wojtkowskiego jako osoby, jako fana?

- Ja ze sportem jest związany od zawsze. Sport nieustannie wypełniał i wypełnia moje życie. Grałem i gram cały czas w piłkę nożną amatorsko, a na koszykówkę, jak już zdążyliśmy ustalić, chodzę kilkanaście lat. Głównie dlatego, że koszykówka we Włocławku, czyli Anwil, jako jedyny zapewniał ten sport na najwyższym krajowym poziomie...

...taki flagowy okręt.

- Dokładnie tak. A wracając do kampanii, to oczywiste, że sport był obecny, ale nie tylko ze względu na politykę. Nie ukrywałem podczas tego okresu przedwyborczego i nie ukrywam nadal, iż chciałbym by Włocławek promował się w kraju właśnie poprzez sport. Nie tylko mam na myśli koszykówkę, ale również inne dyscypliny, choć oczywiście koszykówka we Włocławku jest numerem jeden i tak należy ją traktować.

Poprzez inwestowanie w sport spełniamy kilka ważnych zadań z punktu widzenia miasta. Zapewniamy bowiem miastu bardzo dobrą promocję i nie mam tutaj na myśli tylko promocji w Polsce, ale również zagranicą. Przecież Anwil grał kiedyś w europejskich pucharach i mam nadzieję, że jeszcze do nich wróci. Dodatkowo, inwestowanie w sport buduje taką pozytywną koniunkturę. Fokusujemy, kierunkujemy młodzież w coś, co jest wartościowe. UKSy, szkoły, kluby lokalne, dzielnicowe, to wszystko jest ważne, ale dzieci i młodzież muszą mieć również skąd czerpać wzorce na najwyższym poziomie.

Włocławek gra nieprzerwanie w ekstraklasie od 1992 roku. Nie ma pan wrażenia, że jedno mistrzostwo w tym czasie to po prostu słaby wynik?

- Oczywiście, że tak. Dlatego też ja już teraz zaczynam bardzo mocno koncentrować się na sporcie we Włocławku. I choć nie skupiam się tylko na koszykówce, to jednak rozumiem, że wywiad dotyczy przede wszystkim tej dyscypliny?

Tak. Naszymi czytelnikami są fani koszykówki, zatem skupmy się na Anwilu Włocławek.

- Dobrze. W swojej kampanii wyborczej wielokrotnie podkreślałem, że miasto powinno współfinansować koszykówkę w naszym mieście i z tych słów się nie wycofuję. Jednoznacznie mogę stwierdzić, że już w tej chwili znaleźliśmy na koszykówkę pieniądze w budżecie miasta. Jednocześnie jednak, dając określoną kwotę, ja postawię również swoje warunki.
Anwil Włocławek czeka zdecydowanie lepsza przyszłość Anwil Włocławek czeka zdecydowanie lepsza przyszłość
Jakie warunki?

- Przede wszystkim: szkolenie młodzieży i nie tylko mam na myśli TKMu (oficjalne zaplecze Anwilu Włocławek, będące jednak - formalnie - odrębną strukturą - przyp. M.F.), ale również Anwil. Trudno mi się pogodzić z tym, że rodowitych włocławian w ekstraklasie jest tak mało (w ostatnich latach tylko Hubert Radke i Maciej Raczyński - przyp. M.F.). Dodatkowo, chcemy by nazwa naszego miasta ponownie, po wielu latach przerwy, pojawiła się na koszulkach klubowych. Brak "Włocławka" na strojach to naprawdę wstyd. Trzecim elementem natomiast będą zmiany, które być może trzeba będzie wdrożyć w strukturach klubu. Na zasadzie: dajemy pieniądze, ale kontrolujemy wydatki i czyścimy wszystkie wątpliwości i niejasności, bo w końcu sami, jako miasto, jesteśmy akcjonariuszem klubu. A musimy to również zrobić dlatego, że dotując klub, dotujemy go z pieniędzy publicznych. I każdy mieszkaniec ma prawo wiedzieć na co przeznaczamy przysłowiową złotówkę i musi czuć, że jest ona wydana dobrze.

Trudno jest zbudować dzisiaj w mieście drużynę na wysokim poziomie, jeśli brakuje dofinansowania ze strony magistratu. W Polsce dzisiaj obserwujemy właśnie taką sytuację - miasta coraz chętniej pomagają zawodowym klubom, bo to się opłaca. Sprawdziłem sytuację jaka jest np. w Zielonej Górze czy Koszalinie i to są naprawdę znaczące kwoty, a te drużyny zbierają dzisiaj plony. Dlatego my chcemy iść tą drogą.

Czy możemy rozmawiać konkretnych kwotach?

- Oczywiście. Nie podam w tej chwili kwoty bezwzględnej, ale myślę, i mówię to z całą odpowiedzialnością za słowa, że kwota jednego miliona złotych jest sumą bardzo realną.

Będzie to zatem najwyższa dotacja miejska dla klubu w historii.

- Dokładnie tak. Chcę jednocześnie dodać, że to jest kwota, którą zaczniemy współpracę z klubem. Już teraz jednak pojawiają się podmioty, mogące zasilić kasy klubów sportowych we Włocławku. I nie mam tutaj na myśli tylko Anwilu, ale znowu - również pozostałe kluby w mieście.

Anwil Włocławek to obecnie dwa podmioty właścicielskie: Towarzystwo Koszykówki Młodzieżowej, które ma 51 procent udziałów oraz miasto, posiadające pakiet 49 procent. Coś się w tym względzie zmieni?

- Nie jest wykluczone, że będziemy szukali innego rozwiązania. Na przykład dodania trzeciego podmiotu, czyli jakiegoś inwestora. Takie przymiarki już były, nie zostały jednak zrealizowane - trzeba zatem dzisiaj zapytać: dlaczego tak się stało - ale to nie oznacza, że to tematu nie można wrócić.

Czy możemy stwierdzić: Anwil Włocławek wraca do gry o najwyższe cele?

- Mam taką nadzieję. Jeśli odbudujemy solidne postawy tego klubu, to jestem przekonany, że w pewnej perspektywie czasowej Anwil bardzo jasno zaświeci na koszykarskiej mapie Polski. Jestem przekonany, że kwestią czasu jest powrót drużyny na miejsca podium, a nawet zdobycie drugiego mistrzostwa Polski.

Taka obietnica musi być tytułem naszej rozmowy, zdaje pan sobie z tego sprawę?

- A więc niech tak będzie - takie stawiam sobie zadanie.

Rok 2014 zaczął się dla koszykówki we Włocławku bardzo negatywnie - główny sponsor obciął sponsoring o połowę. Kończy się jednak pozytywnym akcentem?

- Ktoś mi ostatnio powiedział, że odkąd jestem prezydentem, Anwil wygrał trzy mecze (śmiech). I choć jestem daleki od kierowania się jakąkolwiek symboliką i nie jestem przesądny, to jednak traktuję to jako dobry znak. Na niedawnym meczu powiedziałem kibicom Anwilu, składając życzenia, że najgorsze mamy za sobą. I tego się trzymam. Ten klub zbyt wiele znaczy dla kibiców koszykówki, ale również nie tylko dla nich, bo nawet jeśli ktoś się nie interesuje, to zna nazwę i ma w rodzinie kogoś, kto pojawia się w Hali Mistrzów.

Czy w kontekście świątecznych życzeń możemy pokusić się o stwierdzenie "mistrzostwa dla Anwilu w pierwszej czterolatce"?

- Byłbym niezmiernie szczęśliwy z podium, ale jeśli udałoby się zdobyć mistrzostwo Polski, byłoby rewelacyjnie. Jeśli jednak ponownie wespniemy się do najlepszej trójki ligowej, to znaczy, że nasze założenia są dobre, sprawdzają się i podążamy we właściwym kierunku.

Grincha udało się przegonić - wywiad z Gregiem Surmaczem, skrzydłowym Anwilu Włocławek

Czy Anwil Włocławek wróci na podium w ciągu czterech lat kadencji prezydenta Wojtkowskiego?

zagłosuj, jeśli chcesz zobaczyć wyniki

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×