Anwil Włocławek był na fali wznoszącej w ostatnich tygodniach. Drużyna wygrała cztery kolejne spotkania, choć kto przyjrzał się baczniej stylowi gry, ten mógł cieszyć się jedynie z faktu zwycięstw i wspinania się w ligowej tabeli. W niedzielę jednak Śląsk Wrocław boleśnie wskazał Rottweilerom miejsce w rankingu, wygrywając kolejną odsłonę "Świętej Wojny" 91:72.
[ad=rectangle]
Jedynym pozytywnym akcentem w drużynie Anwilu Włocławek był występ Chase'a Simona. 25-letni Amerykanin najszybciej wpasował się w koncepcję pracy i gry trenera Predraga Krunicia i obecnie jest bezapelacyjnym liderem drużyny.
We Wrocławiu Simon momentami w pojedynkę ciągnął grę Rottweilerów, w trzeciej kwarcie rzucając 13 z 20 punktów zespołu, a w czwartej dokładając jeszcze siedem oczek. Zanim popełnił piąty faul, zgromadził na swoim koncie 30 punktów (10/14 z gry, w tym 8/10 za dwa), notując swój najbardziej okazały występ w sezonie.
Tym samym amerykański skrzydłowy zanotował właśnie siódme spotkanie z rzędu, w którym rzucił przynajmniej 14 oczek, a jego średnia z tej części sezonu wynosi 21 punktów (całkowita w sezonie - 16,7). To także 11. mecz Simona w rozgrywkach, w których zanotował dwucyfrowy wynik. O ile 25-latek miał problemy w okresie przygotowawczym, w którym był niemalże całkowicie niewidoczny, o tyle w sezonie, a zwłaszcza w momencie przejęcia drużyny przez Krunicia, jego talent i potencjał rozbłysły.
W niedzielę koszykarz nie otrzymał jednak wsparcia ze strony swoich partnerów z zespołu i w pojedynkę nie był w stanie przeciwstawić się Śląskowi Wrocław. Poprawny mecz zanotowali Seid Hajrić (10 punktów, 3/9 z gry, osiem zbiórek) oraz (ale tylko w ataku, bo to jego konto obciążają seryjne trójki Jakuba Dłoniaka w pierwszej połowie) Konrad Wysocki (dziewięć oczek i dziewięć zbiórek).
Reszta koszykarzy wyglądała, jakby nie dojechała na spotkanie do Wrocławia. Fatalnie zagrał zwłaszcza Deonta Vaughn, który zamiast kreować grę, wolał wyrównać rekord sezonu Tauron Basket Ligi w stratach (osiem, przy jednej asyście, sześciu punktach i skuteczności 2/8 z gry). Na domiar złego rozregulowany celownik Arvydasa Eitutaviciusa (1/7) mocno ograniczył pole manewru i rotacji na pozycji numer jeden trenerowi Kruniciowi.
Na ten moment obie drużyny dzieli w tabeli osiem miejsc, czyli dokładnie tyle, ile wynosi połowa ekip w ekstraklasie. To adekwatna dysproporcja, bo o ile we Wrocławiu po cichutku zaczyna się mówić o włączeniu się w walkę o medale, o tyle we Włocławku cały czas - od początku sezonu - drżą o play-off.