Paweł Zmarlak: Trzy pierwsze kwarty wyglądały strasznie, przygnębiająco

Po trzech odsłonach zanosiło się na pewny triumf Asseco. Jednak MKS odrobił wysokie straty i triumfował! - Dobrze, że udało nam się ten okres nadrobić z nawiązką - przyznał kapitan drużyny

Olga Krzysztofik
Olga Krzysztofik
Faworytami sobotniego pojedynku byli gracze Asseco Gdynia, którzy dobrze weszli w mecz i nadawali ton rywalizacji. Podopieczni Davida Dedka umiejętnie odpierali ataki przeciwników, dzięki czemu przed czwartą kwartą prowadzili 64:49. Wydawało się wtedy, że nic nie jest w stanie odwrócić losów tego spotkania.
Jednak dąbrowianie rzucili się w szaleńczą pogoń. Czwartą odsłonę otworzyli serią 19:2! Dzięki temu na cztery minuty przed końcem regulaminowego czasu gry wyszarpali gdynianom przewagę, na tablicy pojawił się bowiem wynik 68:66. Gracze beniaminka nie zwolnili tempa i wytrzymali nerwową końcówkę, ostatecznie triumfując 75:72. - Te trzy pierwsze kwarty wyglądały strasznie, "mułowato", przygnębiająco. Całe szczęście, że daliśmy radę nakręcić się. To jest ważne zwycięstwo, gdyż odrobiliśmy 15 punktów straty. Jest się z czego cieszyć, ale pamiętajmy o tych trzech słabych kwartach. Choć dobrze, że udało nam się ten okres nadrobić z nawiązką - powiedział Paweł Zmarlak. W czwartej kwarcie MKS Dąbrowa Górnicza zaczął grać agresywną obroną, co miało duże znaczenie dla przebiegu pojedynku, gdynianom o wiele trudnej było bowiem oddawać rzuty z czystych pozycji i częściej przegrywali walkę na tablicach.

Zwycięzców się nie ocenia, lecz nie sposób zapomnieć o fatalnym wejściu w mecz Zagłębiaków, którzy po nieco ponad trzech minutach przegrywali 0:10, a ich gra zupełnie się nie zazębiała. Czy na tak słaby początek miała wpływ dłuższa przerwa MKS-u? W wyniku przełożenia meczu z AZS-em Koszalin (odbędzie się on 13 stycznia) dąbrowianie mieli bowiem dwutygodniową przerwę w rozgrywaniu spotkań.

- Myślę, że nie miało to większego znaczenia, gdyż cały czas byliśmy w treningu. Mieliśmy jeden dzień więcej przerwy, jednak trudno zrzucać na to winę za nasze zamulenie w tych trzech odsłonach. Najważniejsze jest to, że ta ostatnia część była pokazem naszej dobrej gry. Udało nam się wyciągnąć trudny mecz - podkreślił kapitan MKS-u.

Gdy koszykarze złapali wiatr w żagle, do boju zagrzewali ich kibice, którzy najważniejsze momenty konfrontacji oglądali na stojąco, zagłuszając grupę fanów Asseco. - Dzięki kibicom żyjemy w tych końcówkach meczów. Było to widać w spotkaniu z Asseco, a także we wcześniejszym ze Śląskiem (MKS wygrał po dogrywce - przyp. red.). Jesteśmy pod dużym wrażeniem, że nas tak wspierają, czujemy tę ich moc, mamy nadzieję, że z każdym kolejnym meczem będzie lepiej - zaznaczył.

Ken Brown: Powiedzieliśmy sobie, że nie chcemy więcej przegrywać domowych meczów

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×