Zdecydowanie najjaśniejszą postacią w ekipie Akademików w sobotnim spotkaniu z Asseco Gdynia był Qyntel Woods. Amerykanin, który jest nie tylko gwiazdą ligi, ale zarazem liderem przyjezdnych, spisywał się na miarę oczekiwań. Był skuteczny i miał spory wpływ na to, że koszalinianie utrzymywali korzystny rezultat.
[ad=rectangle]
W całym meczu Woods zdobył 25 punktów (8/11 za dwa, 1/2 za trzy, 6/8 za jeden). Jego dobra postawa nie uchroniła jednak Akademików od czwartej porażki w tym sezonie. Po spotkaniu zawodnik był bardzo niepocieszony faktem, że jego zespół do Koszalina musiał wracać na tarczy.
- Bardzo chciałem wygrać w Gdyni. Niestety nie udało się nam tego zrobić i z tego powodu jestem bardzo niezadowolony. Trzeba sobie powiedzieć jasno, że Asseco było lepsze od nas w tym spotkaniu. Zasłużyli na to zwycięstwo. Wykorzystali swoje atuty i dlatego też odnieśli wygraną. My za to bardzo dużo pudłowaliśmy, popełnialiśmy sporo strat, które gdynianie zamieniali na punkty - zauważył Woods.
Woods jest uznawany za jednego z najlepszych zawodników, którzy biegali po ligowych parkietach. Gracz przez dwa sezony występował w ekipie Asseco Prokomu Gdynia. W sezonie 2008/2009 został najlepszym strzelcem ligi - notując średnio 19,2 punktu na mecz. W 2009 roku został wybrany MVP finałów.
- Wiadomo, że fajnie było wrócić do Gdyni, ale nie traktowałem tego spotkania wyjątkowo. Po prostu był to kolejny mecz w sezonie - mówił Woods. Amerykanin zaraz po wyjściu z szatni został otoczony przez grupkę ludzi, głównie dzieci, którzy chcieli zrobić sobie zdjęcie z byłą gwiazdą Asseco Gdynia. Zawodnik nikomu nie odmówił.
- To miłe, że ludzie mnie wciąż tutaj pamiętają. Dziękuję kibicom za tak ciepłe przywitanie. Aczkolwiek nie zwracałbym uwagi na fakt, że grałem kiedyś w tej hali i dlatego tak dobrze się zaprezentowałem. Po prostu miałem dobry dzień, ale szkoda, że do Koszalina nie wracamy ze zwycięstwem - podsumował Woods.