Dziewiąte miejsce nikogo nie zadowala - wywiad z Hrvoje Kovaceviciem, graczem Anwilu Włocławek

- Wiem, że dziewiąte miejsce w tabeli nikogo nie zadowala. Sytuacja rzeczywiście jest trudna, ale nie beznadziejna - mówi w wywiadzie Hrvoje Kovacević, rzucający obrońca Anwilu Włocławek.

Michał Fałkowski: Polacy upodobali sobie Chorwację jako ulubiony kraj na letnie wakacje, tymczasem dawno we Włocławku nie było żadnego Chorwata. Aż do teraz.

Hrvoje Kovacević: Wiem, wiem, że Polacy jeżdżą do Chorwacji masowo w wakacje. Cieszę się, że tak podoba się wam mój kraj. Ja jednak nie doświadczam obecności twoich rodaków tak mocno, bo pochodzę z bardzo małej miejscowości leżącej w wewnętrznej części kraju.

Chcesz powiedzieć, że nie spędzasz wakacji nad przepięknym chorwackim wybrzeżem?

- Niestety (śmiech). Pamiętaj, że mnie zazwyczaj nie ma w domu przez kilka miesięcy w roku, a wszyscy moi bliscy, rodzina i przyjaciele, są daleko, daleko od wybrzeża. Tuż przy granicy z Węgrami.
[ad=rectangle]
Węgrami? Masz węgierskie pochodzenie?

- Trochę tak. Rodzina mojego taty to sami Chorwaci, ale moja mama to pół-Chorwatka, pół-Węgierka. Krewnych mam więc po obu stronach granicy, ale nie pytaj mnie o znajomość języka węgierskiego. To absolutnie kosmiczny język, niepodobny do żadnego innego w Europie, no może trochę do fińskiego...

Z polskim, słyszałem, nie masz jednak większych problemów?

- To prawda! Nawet nie wiesz jak bardzo byłem zaskoczony tym faktem, gdy okazało się, że polski jest tak zbliżony do chorwackiego. Wszedłem do szatni i po jakimś czasie, bardzo krótkim, zauważyłem, że rozumiem - oczywiście mniej-więcej - ale jednak rozumiem o czym rozmawiają moi polscy koledzy. Wiedziałem, że nasze języki są zbliżone, ale nie wiedziałem, że aż tak.

To na pewno ułatwiało, czy też nadal ułatwia, proces aklimatyzacji?

-  Zdecydowanie. Ale ułatwiają mi też inne sprawy, na przykład bardzo wysoki poziom organizacji klubu. Gdy przyjechałem do Włocławka, wszystko miałem już załatwione: mieszkanie, Internet, podstawowe rzeczy... A ponadto Seid Hajrić wziął mnie na przejażdżkę po mieście, pokazał najważniejsze miejsca: gdzie można zjeść, jak mam dostać się do hali. Naprawdę wszystko jest w najlepszym porządku.

A na treningach? Debiutowałeś już w zespole, jesteś tutaj od niemalże trzech tygodni. Chyba możesz już coś powiedzieć o kwestiach stricte koszykarskich?

- Jestem tutaj po to, aby dostosować się do wizji trenera Predraga Krunicia. On znał mnie zanim podpisałem kontrakt z Anwilem, wiedział czego się może po mnie spodziewać. Moim zadaniem jest więc spełnić jego oczekiwania.

Trener pamiętał cię z ligi niemieckiej. W poprzednim sezonie grałeś w zespole Mitteldeutscher BC.

- Dokładnie tak. To był jeden z ciekawszych i lepszych sezonów w mojej karierze. Gdy przychodziłem do zespołu, wszyscy głośno mówili, że jesteśmy murowanym kandydatem do... spadku. Nikt właściwie tego nie typował, każdy stawiał w ciemno, że spadniemy. My tymczasem do samego końca walczyliśmy o... play-off. Zabrakło dwóch zwycięstw, ale nasz coach i tak został uznany najlepszym trenerem w Bundeslidze w sezonie 2013/2014 (chodzi o Silvano Poropata - przyp. M.F.). To był naprawdę fajny sezon i wówczas trener Krunić musiał mnie zauważyć.

Poza Mitteldeutscher, grałeś także w Cibonie Zagrzeb, Cedevicie Zagrzeb, a także miałeś epizod w Walencji. Możesz opowiedzieć o tym coś więcej?

- Miałem wtedy 19 lat. To był taki miesięczny try-out treningów z pierwszym zespołem. Kontraktu jednak nie podpisałem, ale nie żałuję. Wróciłem do Chorwacji i zacząłem grać w KK Zagrzeb. To było najlepsze, co mogłem zrobić, bo KK Zagrzeb to klub, w którym w ogóle nie ma presji wyniku. Chodzi tylko o to, by dać koszykówce jak największą liczbę zawodników na wysokim poziomie. Taka fabryka talentów, która wyprodukowała Josipa Sesara, Mario Stojicia, Marko Tomasa, Ante Tomicia, Kruno Simona...

Hrvoje Kovacević zadebiutował już w barwach Anwilu w meczu z Polpharmą
Hrvoje Kovacević zadebiutował już w barwach Anwilu w meczu z Polpharmą

Wracając do ciebie i Anwilu. To bardzo komfortowe - przychodzić do zespołu w środku sezonu i mieć tę pewność, że trener już na starcie ma do ciebie zaufanie.

- Oczywiście. Miło jest słyszeć, gdy trener mówi ci, że jak tylko dowiedział się, że jest możliwość ściągnąć cię do zespołu, to nie wahał się ani chwili.

A ty? Długo się zastanawiałeś?

- Nie, praktycznie w ogóle. W moim poprzednim klubie, wspomnianym KK Zagrzeb, miałem kontrakt otwarty. Tak ma większość zawodników. Mogłem odejść w każdej chwili i gdy pojawiła się oferta z Włocławka zdecydowałem się od razu.

W KK Zagrzeb byłeś tylko kilka tygodni, rozegrałeś tylko pięć ligowych spotkań. Co się działo z tobą wcześniej? Jakiś uraz?

- Ogółem tych spotkań było siedem, bo jeszcze dwa w pucharze. A co robiłem wcześniej? Czekałem na dobrą ofertę... Nie leczyłem żadnej kontuzji. Po sezonie w Mitteldeutscher miałem możliwość zostać w Niemczech, ale ostatecznie nie dogadaliśmy się. Później siedziałem w domu i czekałem na konkretną propozycję, aż w końcu uznałem, że muszę zacząć gdzieś grać, żeby nie stracić całego sezonu. Dlatego wybrałem Zagrzeb.

Twoim trenerem w KK Zagrzeb był Daniel Jusup, który...

- ... prowadził Anwil kilkanaście lat temu, jeszcze w latach 90-tych. Oczywiście wiem o tym. Rozmawiałem z nim trochę na temat klubu, ale niewiele. Od tamtego czasu przecież sporo się zmieniło. Macie nową halę, są nowi ludzie, nowi zawodnicy. Moim bardzo dobrym znajomym jest natomiast Vladimir Krstić i z nim również rozmawiałem o Włocławku.

Krstić? Musimy się zamienić rolami na moment. Co on teraz robi? Bo w koszykówkę przestał grać już chyba kilka lat temu?

- Tak. Zakończył karierę w 2011 roku, miałem okazję grać z nim razem w Cedevicie Zagrzeb podczas jego ostatniego sezonu w karierze. Świetny koszykarz, bardzo fajny człowiek. Miło wspominał Anwil. A teraz jest trenerem. Jakoś dwa miesiące temu zrobił wymagane kursy.

Rozmawialiście o Anwilu?

- Trochę, ale wiesz, ja znałem markę klubu już wcześniej. Pamiętam Anwil z występów w Europie, teraz też sporo wiem. Wiem, że klub grał dziewięć razy w finale play-off, raz zdobył mistrzostwo kraju. Wiem, że Anwil to klub z tradycjami, grał bardzo skutecznie w Pucharze Saporty. Znam trenerów oraz zawodników, którzy tu występowali. Przecież w Cedevicie występowałem nie tylko obok Krsticia, ale także Corsley'a Edwardsa.

No to jak jeszcze powiesz mi ile razy zdarzyło się, by Anwil nie awansował do play-off od początku występów w ekstraklasie, to ci przyklasnę...

- To też wiem. Ani razu.

...

- Nie ma co się dziwić. Koszykówka to moja praca, ale i moja pasja. Jak mógłbym przyjechać do jakiegoś miasta, grać dla jakiegoś klubu nie wiedząc nic o miejscu, w którym jestem i dla kogo gram?

Różnie koszykarze podchodzą...

- Ja podchodzę w ten sposób. 100 procent nie tylko na parkiecie.

Skoro tak dobrze znasz historię klubu, to tym samym zdajesz sobie sprawę z tego w jakim obecnie położeniu jest zespół.

- Oczywiście. Wiem, że dziewiąte miejsce w tabeli nikogo nie zadowala. Sytuacja rzeczywiście jest trudna, ale nie beznadziejna. Nie ma co jednak patrzeć wstecz i rozpamiętywać to, co było złe. To już nic nie da. Skupmy się lepiej na tym, co jeszcze można zrobić i co można poprawić.

Zaczynając od poniedziałkowego meczu z Treflem Sopot. Pewnie już to wiesz, ale...

- Tak, wszystko wiem! Trefl jest oczko wyżej od nas w tabeli, mamy tyle samo punktów, ale oni są w lepszej sytuacji, bo w pierwszym meczu wygrali bardzo wysoko. 31 punktów, dobrze kojarzę? Więc właśnie... Ale wiem też, że przegrali pięć ostatnich meczów co sprawia, że mamy szansę ich przegonić. Nie śmiej się, wszystko już sprawdziłem (śmiech). Wiem też, że zmienili ostatnio trenera i obecnie ich szkoleniowcem jest człowiek, który sezon rozpoczynał w Anwilu. Tylko nie zapamiętałem jego nazwiska...

Komentarze (0)