- Ten mecz ma dla nas wielkie znaczenie. W końcu oni zajmują obecnie ósme miejsce, czyli miejsce, na którym my bardzo chcemy być na zakończenie sezonu zasadniczego - mówi Chase Simon, lider Anwilu Włocławek przed zbliżającym się pojedynkiem Rottweilerów z Treflem Sopot.
[ad=rectangle]
W pierwszym spotkaniu obu zespołów to sopocianie byli górą, wygrywając w Hali Mistrzów różnicą aż 31 punktów (87:56). Trudno przypuszczać, by teraz włocławianie odwdzięczyli się im tym samym. Dla Anwilu przede wszystkim najbardziej liczy się zwycięstwo nad sąsiadem w tabeli. - Wszystko jest możliwe, ale kompletnie nie koncentrujemy się na tym by wygrać jak największą liczbą punktów. Możemy wygrać 32, 22, 12 albo dwoma punktami. To kompletnie nieistotne, chodzi o to, by wygrać.
Zespół Predraga Krunicia stawi się w nadmorskim mieście naładowany ostatnimi dwoma zwycięstwami. Co prawda nie były to wygrane odniesione w najlepszym z możliwych stylów, ale w koszykówce punktów za styl przecież się nie otrzymuje. Z drugiej strony jednak - jeśli włocławianie nie umieją utrzymać przewagi z plasującymi się niżej w tabeli ekipami King Wilków Morskich czy Polpharmy, to optymizm przed starciem z Treflem gdzieś zanika...
[i]
- Musimy być skoncentrowani, ale też pozostać głodni... W poprzednich spotkaniach zbyt szybko najadaliśmy się, zapychaliśmy się wysoką przewagą i to nas usypiało. Uznawaliśmy jednocześnie, że mecz już się skończył, że wszystko jest pod kontrolą. Tymczasem rywale, nie mając do stracenia, odzyskiwali rytm, bo wpadał im jeden rzut, potem drugi i robiło się gorąco - [/i]wspomina tamte pojedynki Simon. W Szczecinie Anwil prowadził 57:50 by wygrać tylko 78:77, natomiast z Polpharmą wygrywał już 45:28, by ostatecznie zwyciężyć w dramatycznych okolicznościach jedynie 95:90.
Jedno jest pewne - koszykarze z Włocławka kompletnie nie zwracają uwagi na wszelkie poboczne kwestie poniedziałkowej rywalizacji, czyli chociażby na to, że Trefl przegrał pięć meczów z rzędu oraz na to, że obecnym szkoleniowcem sopocian jest trener, który latem budował zespół Anwilu, Mariusz Niedbalski.
- Trefl to Trefl. Pamiętam pierwszy nasz mecz. Przyjechali do naszej hali, byli w dołku, a my z kolei byliśmy naładowani po zwycięstwie nad Polpharmą. I co? Zniszczyli nas, a my nie mieliśmy nic do powiedzenia. Tym razem jesteśmy zmotywowani i skupieni. Właśnie ze względu na tamtą porażkę. Inne rzeczy, takie jak kwestia tego, kto jest trenerem, czy fakt, że oni przegrali ostatnio pięć meczów z rzędu, nie mają żadnego znaczenia - twierdzi Simon, kończąc swoją wypowiedź - Uważam, że musimy wyjść na parkiet i być mentalnie nastawieni na to, że możemy wygrać ten mecz. I jeśli coś nie będzie szło po naszej myśli - oni zagrają z kontry, nam nie wpadnie prosty lay-up, ktoś popełni stratę, ktoś inny faul - wówczas musimy trzymać się razem i pozostawać zespołem, żeby uniknąć efektu kuli śnieżnej.