Nie ma wyraźnego faworyta I ligi - rozmowa z Arkadiuszem Kobusem, skrzydłowym Legii Warszawa

- Wiemy doskonale, że w play-offach gra się całkiem inaczej, niż w rundzie zasadniczej. Skreślanie Legii z listy zespołów, które mają szansę na awans byłoby dużym błędem - tłumaczy Arkadiusz Kobus.

Jakub Artych: Co czułeś po meczu w Stargardzie Szczecińskim? Żal, niedosyt?

Arkadiusz Kobus: Bardzo szkoda tego meczu. Teraz jechalibyśmy do Łańcuta dużo spokojniejsi.
[ad=rectangle]
Po pierwszej kwarcie wydawało się, iż pojedynek przebiega zgodnie z planem Legii. Później jednak sprawy w swoje ręce wziął Marcin Stokłosa. Z perspektywy czasu jesteś w stanie powiedzieć, dlaczego nie udało wam się zatrzymać doświadczonego rozgrywającego?

- Byliśmy dobrze przygotowani na Spójnię Stargard. W drugiej kwarcie Marcin Stokłosa trafił trzy "trójki" z trudnych pozycji, jedną dołożył Łukasz Żytko w ostatniej sekundzie pierwszej połowy. Takie akcje zawsze dodają skrzydeł drużynie.

Osobną sprawą są rzuty osobiste, które jak mantra przewijają się w tym sezonie. Czy one są faktycznym problemem Legii czy są zwyczajnie mocno nagłośnione przez media?

- Rzuty osobiste na pewno nie są naszym mocnym punktem. Chociaż często pracujemy nad tym elementem na treningach. Mam nadzieje, że to zaowocuje i poprawimy naszą skuteczność w najważniejszych meczach tego sezonu.

Tak jak wspomniałem przed chwilą, jesteście bardzo medialnym klubem. Czy cała otoczka wokół Legii pomaga czy raczej przeszkadza wam w trakcie sezonu?

- Nasze mecze są szeroko komentowane w mediach. Zarówno te dobre mecze, jak i złe, ale my musimy skupić się wyłącznie na graniu. To jest dla nas najważniejsze.

Priorytetem dla was jest czwarte miejsce po rundzie zasadniczej. Przywiązujecie dużą wagę do przewagi parkietu choćby w pierwszej rundzie play-off?

- Wszystkie zespoły czują się lepiej we własnej hali. To czwarte miejsce zapewni nam atut własnego boiska przynajmniej w pierwszej rundzie. Porażka w Stargardzie Szczecińskim trochę skomplikowała sytuację, ale jeszcze kilka kolejek przed nami. Jesteśmy dobrej myśli.

Czy ze sportowego punktu widzenia Legia jest w stanie już w tym sezonie wygrać I ligę?

- Moim zdaniem nie ma wyraźnego faworyta do wygrania pierwszej ligi. Wiemy doskonale, że w play-offach gra się całkiem inaczej, niż w rundzie zasadniczej. Skreślanie Legii z listy zespołów, które mają szansę na awans byłoby dużym błędem.

Kobus: Legia to jedność!
Kobus: Legia to jedność!

W tym sezonie wystąpiłeś we wszystkich 22 spotkaniach w lidze. Czujesz się ważną częścią odradzającej się Legii?

- Uważam, że każdy z zawodników, trenerów jak i działaczy jest ważnym elementem odradzającej się koszykarskiej Legii. Nie zapominajmy, że Legia to jedność! Tu każdy najmniejszy szczegół jest ważny. Mamy za naszymi plecami dziesiątki tysięcy kibiców i ludzi dobrej woli, którzy budują to razem z nami. To nas wyróżnia.

Przed wami trudny pojedynek z Sokołem Łańcut, który na dodatek w tym sezonie przed własną publicznością jest niepokonany w lidze. Jaka jest recepta na zwycięstwo z Sokołem?

- Mecz z Sokołem Łańcut jest dla nas szczególnie ważny. Dwa punkty wywiezione z Podkarpacia bardzo nas zbliżą do czwartego miejsca. Na pokonanie takiego przeciwnika jak Sokół nie ma jednego sposobu, musi zagrać wiele czynników.

Sokół Łańcut zagra bez Karola Szpyrki, który jest niezwykle ważną postacią ekipy z Podkarpacia. Uważasz, że bez Szpyrki, Sokół straci wiele na swojej wartości?

- Gdyby nie było w zespole Dawida Bręka powiedziałbym, że Łańcut stracił bardzo wiele. Znam jednak Dawida, grałem z nim w Kutnie i wiem na co go stać, kiedy jest zdrowy.

W spotkaniu w Warszawie rywal napsuł wam sporo krwi. Czy w związku z porażką w pierwszej rundzie, teraz będziecie jeszcze bardziej zmobilizowani?

- Rozgrywki zbliżają się ku końcowi. Teraz musimy być maksymalnie skoncentrowani i zmobilizowani na każdy mecz, niezależnie kto będzie po drugiej stronie parkietu.

Źródło artykułu: