Eimantas Bendzius zdobył w niedzielny wieczór w Zielonej Górze 14 punktów (3/5 za dwa, 2/5 za trzy, 2/2 za jeden) i miał pięć zbiórek. Dorobek litewskiego skrzydłowego mógłby być znacznie lepszy, gdyby nie fakt, że zawodnik już do przerwy miał na swoim koncie trzy przewinienia. To nie ułatwiało zadania trenerowi Mariuszowi Niedbalskiemu, który miał trudny "orzech do zgryzienia", ponieważ kontuzji w trakcie meczu nabawił się Sarunas Vasiliauskas, z kolei Paweł Leończyk odpoczywał na ławce z powodu urazu.
- Nie ma co ukrywać, że mieliśmy sporego pecha w tym meczu. Jestem zdania, że brak kontuzjowanych zawodników mocno wpłynął na końcowy wynik - zaznacza Bendzius.
[ad=rectangle]
Sopocianie całkiem nieźle rozpoczęli niedzielne zawody. W 6. minucie spotkania prowadzili nawet 13:6, ale z biegiem czasu kontrolę zaczęli przejmować gospodarze, którzy stopniowo zaczęli budować przewagę. Kluczowa dla losów spotkania okazała się druga odsłona. Miejscowi rozpoczęli tę część od serii 12:0 i ustawili wynik. Stelmet trafił cztery z sześciu trójek i na dobre odskoczył rywalom. Dobry okres notował Chevon Troutman oraz Quinton Hosley, którzy otworzył swój wynik punktowy.
POLECAMY: Leny Kravitz w Gdańsku! Tu kupisz bilety!
- Zgodzę się z tym, że druga kwarta była kluczowa dla losów tego spotkania. Stelmet trafił parę trudnych rzutów i nam po prostu uciekł. Ten fragment meczu okazał się kluczowy - przyznaje Bendzius.
w samej końcówce Trefl postawił wszystko na jedną kartę i rzucił się do odrabiania strat. Dwie trójki trafił Willie Kemp, a kiedy kolejną dołożył Michał Michalak zrobiło się nawet 66:62. Seria 12:0 gości to wszystko na co było ich stać tego dnia. - Uważam, że to było całkiem niezłe spotkanie dla naszego zespołu. Stelmet okazał się lepszy, ale nie możemy się wstydzić naszej postawy - mówi Litwin.