Już przed rozpoczęciem środowego starcia wiadomo było, że ranga pojedynku dla obu ekip jest zgoła inna. Farmaceuci walczą zaledwie o honor i odzyskanie zaufania swoich kibiców. Dla przyjezdnych było to jedno z ważniejszych spotkań całych rozgrywek, które przybliżyło drużynę z Trójmiasta do czołowej "ósemki". Cele obu ekip widoczne były od początku również na parkiecie, gdzie dominowali podopieczni Mariusza Niedbalskiego, którzy szybko osięgnęli przewagę w granicach 10-punktów, którą później już tylko kontrolowali.
[ad=rectangle]
- Kolejny nieudany mecz - podkreślał szkoleniowiec Polpharmy, Mariusz Karol. - W przekroju całego spotkania można było zauważyć, że jednak końcówka sezonu i cele różnią te dwie drużyny. My gramy o przysłowiowe niezajęcie ostatniego miejsca, a Trefl cały czas walczy o ósemkę. To było widać w zaangażowaniu, aczkolwiek nie całego zespołu, bo część moich zawodników grała dobrze i ambitnie, niestety część przeszła obok meczu - dodał.
W szeregach gospodarzy tym razem zawiedli Amerykanie. Przeciętne zawody rozegrał Anthony Miles, słabe również Tony Meier. Jedynym koszykarzem, któremu nie można mieć nic do zarzucenia był Jessie Sapp, zdobywca 25 punktów, 9 zbiórek i 5 asyst. Dużym wsparciem dla kolegów okazał się także Piotr Robak, który w przekroju całego sezonu otrzymywał epizodyczne szansę.
- To są trudne momenty w końcówkach, gdzie zwycięstwo determinuje umiejętność grania o nic, ale dawania z siebie wszystkiego, co jest możliwe i bycia profesjonalistą do końca - mówił trener Karol. Dwa tygodnie temu chwaliłem właśnie zespół za ten profesjonalizm, a teraz niestety... Im bliżej końca rozgrywek, to troszeczkę gdzieś ucieka. Ktoś powie, że może jest to naturalne, zawodnicy myślą o następnym roku, chcą uniknąć kontuzji, ale mimo wszystko wciąż jesteśmy w grze i dopóki piłka się toczy na boisku, to musimy grać i dawać z siebie maksimum możliwości - zaznaczał.
W dyspozycji Polpharmy w oczy rzuca się także fatalna skuteczność z rzutów wolnych. W całym spotkaniu gracze z Kociewia osiągnęli z linii zaledwie ponad 50 procent!
- Bardzo słaba skuteczność z linii rzutów wolnych od razu zwraca uwagę - zauważał Mariusz Karol. - Przy tak utalentowanym zespole rzutowo, to wydaje się wręcz nieprawdopodobne! Boli także to, że w czwartej kwarcie straciliśmy prawie 30 punktów, bo tak w czasie przebiegu gry zastanawiałem się, że wynik w granicach 70 punktów byłby jakąś poprawą, ale końcówka niestety bez wiary - zakończył.