[b]
Karol Wasiek: Chyba śmiało można powiedzieć, że cel minimum został przez pana osiągnięty. [/b]
Mariusz Niedbalski: Przychodząc do Trefla Sopot taki właśnie cel mi postawiono. To udało się zrealizować, ale sezon jeszcze trwa. Jestem daleki od ocen obecnych rozgrywek, bo może coś się jeszcze wydarzyć. Mamy mecze z bardzo wymagającym rywalem, ale to nie oznacza, że się położymy. Liczę na to, że ten zespół w play-offach napsuje mocno krwi PGE Turowowi.
Czuje pan taką osobistą satysfakcję, że udowodnił coś ludziom, którzy w pana nie wierzą?
- Czuję satysfakcję, że zespół gra w play-off, na tym się skupiałem, a nie na udowodnianiu. Po to się trenuje i gra aby zagrać w tej części rozgrywek. Brak Trefla byłby tragedią.
[ad=rectangle]
Bądź co bądź - ten sezon był dziwny zarówno dla Trefla Sopot, ale także dla pana. Miał pan aż trzech pracodawców w krótkim odstępie czasu. Chyba nie tak to sobie wyobrażał?
- Zdecydowanie. Cieszę się, że mogłem wrócić do Sopotu. Myślę, że tutaj jest dla mnie miejsce. Obejmowałem Trefla Sopot dwa razy w trakcie sezonu i to nie były łatwe warunki. Najpierw po Tabaku, a teraz po Maskoliunasie. Zespół był w trudnym położeniu, bo miał na koncie pięć porażek z rzędu i był poza play-offami, tracił do "ósemki" jeden punkt.
To było trudne wejście do drużyny?
- Odszedł Darius Maskoliunas, który dla wielu był ikoną. Był bardzo szanowany. Powiem tak - każde wejście w coś, co już istnieje, co żyje swoim cyklem, rytmem, jest dosyć trudne. Trzeba zacząć nagle wygrywać. To nam udało się zrobić. Zagraliśmy całkiem nieźle w Pucharze Polski. Ten zespół się obudził.
Udało się "zaszczepić"w zespole takiego pozytywnego ducha.
- Szybko znalazłem wspólny język z zespołem. Ta drużyna potrzebowała zwycięstw. To był cel nadrzędny. Wygrane budują atmosferę i trzeba o tym pamiętać. Możesz robić wszystko, ale jak przegra się mecz, to gracze zejdą do szatni ze zwieszonymi głowami. Wygraliśmy wszystkie mecze, które musieliśmy - z Anwilem, Polfarmexem, Jeziorem, Polpharmą i Wikaną. Styl i sposób naszej gry nie zawsze mi jednak odpowiadał. Jesteśmy zespołem chimerycznym, któremu brak pewnej stałości.
[b]
Na co pan liczy w rywalizacji z PGE Turowem Zgorzelec?[/b]
- Turów to mistrz Polski, drużyna, która jest bardzo ograna na europejskim rynku. Musimy zagrać na więcej niż 100 procent, aby myśleć o czymkolwiek. Powtarzam swoim zawodnikom, że my mamy w każdym meczu 20-25 minut bardzo dobrej gry, ale są także te pięć minut, które nas zabijają. Tak było w Lublinie w ostatnim spotkaniu. Tych minut w czwartej kwarcie należy się wstydzić. To był dramat. Nie możemy sobie pozwolić na chwilę słabości.
Nieobliczalność może być waszym atutem?
- Zgodzę się z tym, że Trefl Sopot w tym sezonie jest strasznie nieobliczalny. Przydarzyły się przykre porażki, ale są także świetne mecze. To zespół o dużym potencjale ofensywnym, ale musimy w tej serii bardzo mocno się kontrolować. To nasz największy problem. Trzeba umiejętnie podejmować decyzje. Liczę na to, zespół będzie walczył na 110 procent.
Da się w jakikolwiek sposób "ugryźć" PGE Turów?
- Pierwszy mecz w Zgorzelcu pokazał, że da się "ugryźć" zespół PGE Turowa Zgorzelec...
Tylko, że to była prawdziwa strzelanina. To pomysł na mistrza Polski?
- Proszę mi wierzyć, że mamy pomysły na tę drużynę, które będziemy wdrażać w trakcie play-off.