Tylko jednego spotkania w Radomiu potrzebował Stelmet do zakończenia półfinałowej rywalizacji z Rosą. W pełni wykorzystał zaliczkę z Zielonej Góry, już w trzecim meczu serii stawiając kropkę nad "i". Choć w środowy wieczór podopieczni Wojciecha Kamińskiego toczyli wyrównaną walkę z bardziej utytułowanym rywalem przez ponad trzy kwarty, to w decydujących momentach nie dali rady wicemistrzowi kraju.
[ad=rectangle]
- Ciężko wygrać serię, jeśli nie notuje się ani jednego dobrego występu. Według mnie żaden mecz nie był dobry w naszym wykonaniu. Myślę, że drugie spotkanie było w miarę solidne, ale w koszykówce chodzi o to, żeby trafiać do kosza - ocenił bardzo surowo postawę swoją i kolegów Robert Witka.
Sam podkoszowy również nie będzie mógł zaliczyć tego występu do udanych. Zdobył tylko trzy punkty w trakcie blisko 28 minut spędzonych na parkiecie, notując skuteczność 1/6 z gry. Dołożył do tego cztery zbiórki.
Gospodarze mieli jednak swoje okazje w tym pojedynku - w pewnym momencie prowadzili przecież dziesięcioma "oczkami". - Tym razem również mieliśmy swoje szanse, ale ich nie wykorzystaliśmy. Przy tak wyrównanym pojedynku, jaki miał miejsce, dwa czy trzy rzuty mogły odmienić losy spotkania - podkreślił były reprezentant Polski.
O pudła w kluczowych momentach można było mieć największe zastrzeżenia do koszykarzy radomskiej ekipy. Tym bardziej, że tych prób nie było dużo. - My jednak nie trafialiśmy, cały czas graliśmy pod presją, to siedziało w naszych głowach. Jeżeli mieliśmy już otwarte rzuty, to nie wyglądały one tak, jak zwykle - były "zerwane". Stelmet był bardzo dobrze przygotowany w każdym elemencie. Zasłużenie wygrał i awansował do finału - podsumował 33-latek.
potrzebny jest rosie jakiś walczak na 4, silny, zbierający, walczacy pod koszem
po co taki ktoś, kto umie tylko raz na sezon rzucić za trzy ?
to było najsłabsze ogniwo w eki Czytaj całość