Filip Dylewicz: Na razie nie zamierzam kończyć kariery
PGE Turów Zgorzelec pokonał Energę Czarnych Słupsk i zameldował się w finale Tauron Basket Ligi. Wielki udział w tym miał kapitan zgorzelczan, Filip Dylewicz.
Większość obserwatorów obstawiała w tej serii łatwe zwycięstwo zgorzelczan, jednak ekipa ze Słupska starała się jak mogła i sprawiła, że mistrzowie Polski musieli dać z siebie naprawdę wszystko. - Wiele osób zapomina, że to są półfinały mistrzostw Polski. Tutaj nie ma słabych zespołów, czy drużyn, które znalazły się w tym miejscu przez przypadek. Kontrast między nami, jako mistrzem Polski, a pozostałymi drużynami, które stają przeciwko nam na parkiecie, nie jest tak duży, żeby wróżyć, że będziemy wygrywać szybko i łatwo po 3:0. Mecz w Zgorzelcu po dziewięciodniowej przerwie był bardzo słaby w naszym wykonaniu, nie ujmując drużynie Czarnych, która w pełni zasłużyła na odniesione wówczas zwycięstwo. W mojej opinii był to jednak jeden z naszych najsłabszych meczów w przekroju całego sezonu. Ze spotkania na spotkanie łapaliśmy swój rytm i ostatecznie udało się zakończyć serię w czterech meczach - podsumował rywalizację z Czarnymi Panterami były reprezentant Polski.
Filip Dylewicz, pomimo już 35 lat na karku, na parkiecie cały czas wygląda bardzo imponująco, będąc jednym z filarów drużyny mistrza kraju. Jak długo utytułowany zawodnik zamierza jeszcze grać w koszykówkę? - Dopóki sprawia mi to przyjemność i przede wszystkim moje ciało daje radę, to dlaczego miałbym nie grać dalej? W kolejnym sezonie zdobywam już kolejny medal mistrzostw Polski, co jest ukoronowaniem mojej naprawdę ciężkiej pracy. Taki sukces pcha mnie do tego, żeby dalej grać. Jeżeli zauważę, że jest wielu lepszych zawodników na mojej pozycji to powiem sobie dosyć. Jednak na razie tak się nie czuję i chyba o to chodzi - zakończył sam zainteresowany.
Miodrag Rajković: Mam nadzieję, że wywalczymy kolejne mistrzostwo