Filip Dylewicz: Na razie nie zamierzam kończyć kariery

PGE Turów Zgorzelec pokonał Energę Czarnych Słupsk i zameldował się w finale Tauron Basket Ligi. Wielki udział w tym miał kapitan zgorzelczan, Filip Dylewicz.

Ekipa mistrzów Polski w czwartek naprawdę nie miała łatwego zadania. Słupszczanie postawili bardzo wysoko poprzeczkę i mało brakowało, a wyrównaliby oni stan rywalizacji w tej serii. - Przede wszystkim bardzo cieszymy się z tego, że udało nam się awansować do finału. Wiedzieliśmy, że czwartkowe spotkanie będzie zgoła odmienne od poprzedniego i skuteczność gospodarzy będzie dużo wyższa. Nasi rywale grali od początku bardzo agresywnie, a my nie weszliśmy najlepiej w spotkanie - mówił Filip Dylewicz. [ad=rectangle]

- Myślę, że w naszej podświadomości siedział jeszcze niejako mecz numer trzy, przez co wydawało nam się, że znowu łatwo zbudujemy bezpieczną przewagę. W zasadzie przez cały czas goniliśmy drużynę gospodarzy, jednak z minuty na minutę ich przewaga topniała i cieszę się, że udało nam się tutaj dwukrotnie wygrać. Życzę Enerdze Czarnym brązowego medalu - kontynuował swoją wypowiedź najbardziej doświadczony zawodnik PGE Turowa.

Większość obserwatorów obstawiała w tej serii łatwe zwycięstwo zgorzelczan, jednak ekipa ze Słupska starała się jak mogła i sprawiła, że mistrzowie Polski musieli dać z siebie naprawdę wszystko. - Wiele osób zapomina, że to są półfinały mistrzostw Polski. Tutaj nie ma słabych zespołów, czy drużyn, które znalazły się w tym miejscu przez przypadek. Kontrast między nami, jako mistrzem Polski, a pozostałymi drużynami, które stają przeciwko nam na parkiecie, nie jest tak duży, żeby wróżyć, że będziemy wygrywać szybko i łatwo po 3:0. Mecz w Zgorzelcu po dziewięciodniowej przerwie był bardzo słaby w naszym wykonaniu, nie ujmując drużynie Czarnych, która w pełni zasłużyła na odniesione wówczas zwycięstwo. W mojej opinii był to jednak jeden z naszych najsłabszych meczów w przekroju całego sezonu. Ze spotkania na spotkanie łapaliśmy swój rytm i ostatecznie udało się zakończyć serię w czterech meczach - podsumował rywalizację z Czarnymi Panterami były reprezentant Polski.

Filip Dylewicz, pomimo już 35 lat na karku, na parkiecie cały czas wygląda bardzo imponująco, będąc jednym z filarów drużyny mistrza kraju. Jak długo utytułowany zawodnik zamierza jeszcze grać w koszykówkę? - Dopóki sprawia mi to przyjemność i przede wszystkim moje ciało daje radę, to dlaczego miałbym nie grać dalej? W kolejnym sezonie zdobywam już kolejny medal mistrzostw Polski, co jest ukoronowaniem mojej naprawdę ciężkiej pracy. Taki sukces pcha mnie do tego, żeby dalej grać. Jeżeli zauważę, że jest wielu lepszych zawodników na mojej pozycji to powiem sobie dosyć. Jednak na razie tak się nie czuję i chyba o to chodzi - zakończył sam zainteresowany.

Komentarze (8)
avatar
Michalik józef
23.05.2015
Zgłoś do moderacji
0
1
Odpowiedz
"Dopóki sprawia mi to przyjemność i przede wszystkim moje ciało daje radę, to dlaczego miałbym nie grać dalej? " - a w domyśle : -dopóki frajerzy z Turowa płacą mi taką sosinę (80 koła za m-c) Czytaj całość
avatar
Cezary Bartoszek
23.05.2015
Zgłoś do moderacji
1
0
Odpowiedz
No może pograć jeszcze ze 3-4 lata, a później zawsze może jeszcze trafić do AZS-u. ;-) 
avatar
Kolanovic
23.05.2015
Zgłoś do moderacji
2
0
Odpowiedz
El Capitano prowadź do złota :D 
avatar
maniek1989
23.05.2015
Zgłoś do moderacji
0
0
Odpowiedz
Ciekawe czy Turów będzie chciał go zostawić na następny sezon, bo jak by nie było z każdym sezonem będzie coraz wolniejszy.