Saso Filipovski: Nie ma sensu winić jednego zawodnika

Stelmetowi nie udało się wyrwać choćby jednego zwycięstwa w Zgorzelcu. PGE Turów w finałowej serii prowadzi 2:0, choć zielonogórzanie mieli szansę na wyjazdowe triumfy.

Dawid Borek
Dawid Borek
W drugim spotkaniu finałowym Stelmet Zielona Góra doprowadził do nerwowej końcówki. W niej więcej szczęścia mieli koszykarze PGE Turowa Zgorzelec, którzy wygrali mecz 75:73. - Trener mocno przeżywa każde przegrane spotkanie. Bardzo dobrze zaczęliśmy ten mecz, mieliśmy kilka punktów przewagi, podobnie było zresztą też w pierwszym pojedynku. Nie jestem zadowolony z postawy rezerwowych. Po zmianach w drugiej kwarcie od razu straciliśmy wiele punktów i zagraliśmy źle. Później znów jednak wróciliśmy do gry, mieliśmy pięć oczek straty. W drugiej połowie zaczęliśmy prezentować się lepiej w obronie, pozwoliliśmy zdobyć Turowowi 31 punktów, pod koniec daliśmy z siebie wszystko, ale zabrakło nam trochę szczęścia. O porażce zadecydowała jedna piłka. Oczywiście nie jest to fajne uczucie, gdy się przegrywa, ale wielu zawodników dało z siebie wszystko i jako zespół walczyliśmy do końca. Gdybyśmy wygrali, to też byłby to zasłużony trumf - podsumował Saso Filipovski.

Bohaterem Biało-Zielonych mógł być Aaron Cel. Na pięć sekund przed końcowym gwizdkiem, gdy skrzydłowy miał otwartą pozycję do oddania rzutów, wyślizgnęła mu się piłka z rąk. - Nie chodzi o to, by teraz winić jednego zawodnika. Kilku zawodnikom wypadła piłka - mówię o Robinsonie, Hosley'u czy pod koszem Hrycaniukowi. Oprócz tego mieliśmy trzy lay-upy, gdzie nie potrafiliśmy zdobyć punktów z kontrataku. Trudno teraz mówić, że zawinił jeden zawodnik. Mieliśmy więcej szans i każdy koszykarz zrobił kilka błędów. Pod koniec była kumulacja, straciliśmy 10 oczek ze słabych decyzji - skomentował trener zielonogórzan.

Szkoleniowiec ekipy z Winnego Grodu w drugim pojedynku finałowym nie był zadowolony z postawy rezerwowych. - Wystarczy spojrzeć w statystyki. 44 punkty Turowa przy 20 naszych zdobytych przez zmienników - to jest różnica - ocenił Słoweniec. - W pierwszej połowie mieliśmy dużo problemów ze zbiórkami, Turów dziewięć razy zebrał piłkę w ataku, a my tylko trzy, a z punktów drugiej szansy zgorzelczanie trafili trzy razy zza łuku. To była różnica - dodał.

Finałowa rywalizacja przenosi się teraz do Zielonej Góry. Trzeci mecz decydującej o mistrzowie Polski serii odbędzie się we wtorek, z kolei czwarty w czwartek. - Będziemy walczyć i na pewno damy z siebie wszystko. W pierwszym i drugim meczu byliśmy blisko, ale przegrywamy 0:2 i teraz musimy zagrać jeszcze lepiej, mądrzej. Ja się nie poddaję - zakończył Saso Filipovski.


Adam Hrycaniuk: Nie załamujemy się, seria może się jeszcze odmienić

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×