W połowie drugiej kwarty radomianie na własnym parkiecie wygrywali już z Energą Czarnymi Słupsk 38:23 i wydawało się, że spokojnie dowiozą prowadzenie do samego końca meczu. Wówczas z letargu przebudzili się koszykarze Donaldasa Kairysa, którzy zaczęli odrabiać straty.
[ad=rectangle]
Graczem, który dał takie hasło był Jarosław Mokros, który w krótkim odstępie czasu zdobył 10 punktów. Później dorzucili się także Kyle Shiloh, Jerel Blassingame i Mantas Cesnauskis i na przerwę goście schodzili z jednopunktowym prowadzeniem! - Wytrzymaliśmy napór gospodarzy w pierwszej połowie. Daliśmy się nieco wyszaleć na początku, aby później kontrolować wydarzenia na parkiecie. Graliśmy w takim stylu, do jakiego przyzwyczailiśmy swoich kibiców - przekonuje Shiloh.
W drugiej odsłonie żadnej z drużyn nie udało się osiągnąć większej przewagi niż pięć punktów (55:50 dla gości). W samej końcówce więcej nerwów zachowali Energa Czarni Słupsk, którzy triumfowali 77:75.
- Byliśmy przekonani o tym, że jesteśmy w stanie wygrać i wrócić do Słupska. Tak też się stało - mówi wyraźnie zadowolony Shiloh, który w tym meczu zdobył dziewięć punktów.
Wydaje się, że przewagę psychologiczną mają w tej chwili koszykarze Energi Czarnych Słupsk, którzy nie dość, że potrafili odrobić straty na wyjeździe, to jeszcze utrzymali nerwy na wodzy w samej końcówce. - Nie ma co ukrywać, że ten mecz nas zbudował. Jesteśmy teraz znacznie silniejsi. W środę zagramy na własnym parkiecie i uważam, że przy dopingu własnych kibiców jesteśmy w stanie wygrać i zdobyć brąz. Jesteśmy na pewno w bardziej komfortowej sytuacji - zaznacza Amerykanin.