Isiah Thomas - poza Dream Teamem cz. V

Zdjęcie okładkowe artykułu: East News /  /
East News / /
zdjęcie autora artykułu

Lipiec 1985 roku był dla Isiah Thomasa nie tylko czasem odpoczynku po trudach sezonu w lidze zawodowej. Właśnie wtedy bowiem słynny koszykarz poślubił w Chicago piękną Lynn Kendall.

W tym artykule dowiesz się o:

Pochodzący z "Wietrznego Miasta" sportowiec poznał swoją wybrankę pod koniec lat siedemdziesiątych. Kilka wiosen później oświadczył się jej w miejscu ich pierwszego spotkania, czyli na schodach biblioteki Indiana University. Młoda kobieta w takich okolicznościach nie mogła odmówić i wkrótce została żoną asa Detroit Pistons, zamieszkując z nim w stylowym domu w Bloomfield Hills, niedaleko stadionu Pontiac Silverdome. Jak się jednak okazało, pierwsze miesiące małżeństwa były bardzo trudnym okresem dla państwa Thomasów.

Isiah od początku rozgrywek 1985/86 narzekał na na obciążenia psychiczne i fizyczne, jakie za sobą niesie zawodowe uprawianie basketu na poziomie NBA. - Nie wytrzymam tu do trzydziestki - mówił. - To zadziwiające jak olbrzymią kontrolę ma nad tobą zarząd klubu. Może przecież zorganizować wymianę, która wywróci do góry nogami życie całej twojej rodziny. Nie mam zamiaru ciągać moich dzieci po całym kraju i przepisywać ich z jednej szkoły do drugiej. Słowa rozgrywającego Pistons brzmiały naprawdę poważnie. Isiah przez niemal dwa miesiące grał z urazem kolana, a jego zespół w pewnym momencie kampanii zasadniczej potrafił przegrać 11 z 13 spotkań. Ostatecznie ekipa ze stanu Michigan w regular season wypracowała bilans 46-36 i dostała się do play-off's, lecz cudowny sen teamu pod wodzą Chucka Daly'ego zakończył się już w pierwszej rundzie po porażce 1-3 z Atlantą Hawks.

"Mikrus" w pewnym momencie myślał nawet o szybkim zakończeniu kariery, a jego frustracje wpływały na poczynania całego zespołu. Słaba postawa Pistons była nie tylko pokłosiem gorszych chwil ich lidera. Eksperci narzekali na Ricka Mahorna, który miał być zbyt powolny do szybkich kontrataków napędzanych przez Thomasa, a także ubolewali nad oddaniem do Sacramento Terry'ego Tylera, gwarantującego w niemal każdym meczu pokaźną zdobycz punktową. Przed podjęciem decyzji odnośnie swoich dalszych losów Isiah chciał jednak porozmawiać z głównym właścicielem Tłoków - Billem Davidsonem. Konwersacja ta okazała się dość owocna, a utalentowany point-guard postanowił nie zawieszać butów na kołku i w dalszym ciągu wspierać klub z Pontiac Silverdome. - Teraz mamy w kadrze innych zawodników niż w dwóch poprzednich latach - mówił. - Nie jesteśmy już tak szybcy, więc nie możemy być zespołem, którego gra opiera się na szybkich kontrach.

W rozgrywkach 1985/86 Thomas po raz trzeci w karierze znalazł się w pierwszej piątce NBA i po raz drugi otrzymał statuetkę MVP Meczu Gwiazd, ale to i tak nie zmazało plamy na jego honorze, która pojawiła się tak naprawdę jeszcze przed ślubem z Lynn - córką byłego agenta Secret Service. W lutym 1986 roku na świat przyszedł bowiem Marc - owoc związku Isiah oraz... Jenni Dones. - To była przygoda na jedną noc, która skończyła się ciążą, a ta kobieta później naciskała, żeby Thomas się z nią ożenił - mówi Elbert Hatchett, prawnik reprezentujący przed laty zawodnika ekipy ze stanu Michigan. Nie wszyscy zgadzają się jednak ze słowami tego mężczyzny. - To było o wiele więcej niż tylko jedna noc - opowiada osoba z otoczenia Jenni Dones. - Ta relacja trwała przez pewien czas, na pewno dłużej niż miesiąc. "Mikrus" uznał Marca za swojego syna bez zbędnych ceregieli, a potem płacił na jego rzecz alimenty. Koszykarz zobowiązał się również do jednorazowego wsparcia swego dziecka kwotą stu tysięcy dolarów tuż po uzyskaniu przez nie pełnoletności. Lynn postanowiła natomiast dać mężowi szansę i zapomniała o zdradzie, ale fakt ten niewątpliwie wpłynął na przyszłe relacje Isiah z Markiem.

[b]

Bill Laimbeer[/b], Adrian Dantley, Joe Dumars oraz Sidney Green stanowili oprócz "Mikrusa" pierwszą piątkę Tłoków w zmaganiach 1986/87. Z ławki team pod batutą Chucka Daly'ego wspomagali natomiast m. in. Vinnie Johnson, Rick Mahorn, John Salley, Dennis Rodman i Kurt Nimphius. Isiah wreszcie odnalazł pasję, która pozwalała mu się zrelaksować pomiędzy ciężkimi meczami, wypełniającymi sezon NBA. Okazała się nią... poezja. Tak, dokładnie - startowy rozgrywający Pistons pisał wiersze podczas podróży z miasta do miasta lub siedząc samotnie w pokojach hotelowych. Jedno z jego dzieł zostało nawet swego czasu opublikowane na łamach magazynu "Sports Illustrated". - Uwielbiam poezję, bo ona daje mi wolność - mówi. - Tu nie obowiązują żadne zasady i nic cię nie ogranicza. Jeśli nie chcesz, to nie musisz używać przecinków czy kropek. W ten sam sposób lubię grać w koszykówkę.

Nawet przybycie do Detroit Isiah Thomasa nie zmieniło tego, że Pistons nie byli uważani za zespół mogący pretendować do wywalczenia mistrzowskiego tytułu. Basket to sport zespołowy i choć jeden zawodnik może przesądzić o wyniku pojedynczego spotkania, to bez odpowiedniego wsparcia nigdy nie doprowadzi swojej drużyny na sam szczyt. Rozgrywający z Chicago miał w swojej dotychczasowej karierze kilku solidnych pomocników, ale dopiero przed kampanią 1986/87 zbudowano wokół niego skład mogący bić się o najwyższe cele. Nie bez powodu mówiło się, że przynajmniej pięciu rezerwowych Tłoków mogłoby z powodzeniem być graczami startowymi w wielu drużynach NBA.

Odmienione Tłoki pod wodzą Chucka Daly'ego zyskały przydomek "Bad Boys", czyli "Źli Chłopcy". Wszystko przez sposób gry oparty na sile fizycznej, niewidocznych dla sędziów faulach oraz trash-talkingu, czyli wyprowadzaniu przeciwników z równowagi przy pomocy słów. W nieczystych zagraniach przodowali Bill Laimberr i Rick Mahorn, ale reszta teamu starała się im dotrzymywać kroku. Nowa taktyka była skuteczna, gdyż Pistons w sezonie zasadniczym 1986/87 wygrali 52 z 80 gier, plasując się w tabeli Konferencji Wschodniej na trzecim miejscu. Isiah w lutym wystąpił w swoim szóstym Meczu Gwiazd, a na koniec rozgrywek załapał się do drugiej piątki ligi. Wszystko to dzięki znakomitym notowaniom indywidualnym: 20,6 punktu, 10 asyst, 3,9 zbiórki oraz 1,9 przechwytu. Celem teamu z miasta General Motors było jednak wtedy coś więcej niż sam awans do play-off's.

Pistons przez dwie pierwsze serie przeszli jak burza, gromiąc 3-0 Washington Bullets i 4-1 Atlantę Hawks. W trzeciej kwarcie trzeciego starcia przeciwko Jastrzębiom Thomas rzucił aż 25 "oczek", co stanowiło nowy rekord play-offs. - Jego gwiazda zaświeciła wtedy pełnym blaskiem - wspomina Bill Laimbeer. W kolejnym spotkaniu fenomenalny rozgrywający rodem z Chicago dał swej drużynie zwycięstwo, zdobywając punkty w ostatniej sekundzie widowiska. - Trzeba być silnym psychicznie, żeby wziąć na swoje barki akcję decydującą o losach pojedynku - mówił na gorąco, a dzień wcześniej podczas ceremonii w Bloomington odebrał dyplom ukończenia studiów na Indiana Univrsity. Życie zawodowego sportowca to ustawiczny brak wolnego czasu, a on pomimo tego potrafił się zmobilizować i dotrzymać złożonej kilka lat wcześniej obietnicy. - Mama była bardzo podekscytowana - wspomina. - Jednocześnie płakała i śmiała się. Targało nią wiele emocji.

O wielki finał Tłokom przyszło się zmierzyć z Boston Celtics, w barwach których niezmiennie brylował Larry Bird. Seria trwała aż siedem meczów, a każda z drużyn w pełni wykorzystała atut własnego parkietu, co skończyło się triumfem Celtów 4-3. W ostatnim spotkaniu team ze stanu Massachusetts wygrał zaledwie 117:114, a niezmordowani koszykarze Tłoków musieli sobie radzić nie tylko z przeciwnikami, ale z kibicami w hali Boston Garden, którzy delikatnie mówiąc nie okazali się zbyt gościnni. Po końcowej syrenie wielki skandal wywołał natomiast Dennis Rodman, który krótko podsumował Birda: - On jest przereklamowany pod wieloma względami. Nie sądzę, żeby był najlepszym zawodnikiem. Po prostu jest przereklamowany. Dlaczego zdobył taki rozgłos? Bo jest biały. O czarnym zawodniku nigdy się nie mówi, że jest najlepszy. "Robak" szybko zrozumiał, że nie zachował się zbyt elegancko, po czym przeprosił rywala, ale nie zmieniało to faktu, iż pogorszył w ten sposób i tak złą reputację "Bad Boys".

Isiah jako niekwestionowany lider teamu z Detroit, został poproszony o komentarz do słów swojego kolegi. - Larry jest sławny tylko dlatego, że jest biały - zacytowała jego wypowiedź prasa, co wywołało jeszcze większe poruszenie. Oburzenie ludzi było tak wielkie, że "Mikrus" musiał zwołać specjalną konferencję prasową w kalifornijskim Inglewood przy okazji pierwszego starcia finałowego pomiędzy Los Angeles Lakers a Boston Celtics. Thomasa słuchało wówczas grubo ponad stu przedstawicieli mediów oraz sam Larry Bird. - Słowa, które wypowiedziałem tamtej nocy, były zwyczajnym żartem - mówił. - Jestem w posiadaniu nagrania, na którym słychać w moim głosie śmiech oraz sarkazm. Śmiejąc się powiedziałem do mikrofonu, że muszę się zgodzić z Rodmanem, iż gdyby Larry był czarny, to byłby po prostu jednym z wielu dobrych zawodników. No i stąd wzięły się te wszystkie kontrowersje.

Wiele postronnych osób uważało wypowiedź Thomasa za przejaw rasizmu. Takie podejście do sprawy bardzo bolało samego zainteresowanego: - Jestem facetem, który przez całe swoje życie starał się jednoczyć ludzi poprzez koszykówkę. W końcu głos zabrał też obecny na sali skrzydłowy bostońskich Celtów: - Wierzcie mi, że jeśli Isiah powiedział to w żartach, to tak właśnie było. Ja nie mam z tym żadnego problemu. Żal mi jedynie jego, bo te słowa dotknęły wielu ludzi i właśnie dlatego teraz tu jesteśmy. Podczas najbliższego starcia z Pistons na pewno dopadnę Dennisa Rodmana i się z nim rozliczę. Choć Bird załatwił spięcie z Isiah polubownie, to "Mikrus" po całym tym zamieszaniu zaczął o wiele bardziej zwracać uwagę na to co mówi do mikrofonu. Trzy razy się zastanowił, zanim odpowiedział na każde nawet niewinne brzmiące pytanie.

W zmaganiach 1987/88 Tłoki z bilansem 54-28 były już drugie na Wschodzie. Statystyki indywidualne Thomasa, zwanego też "Zeke", nieco się pogorszyły, ale zyskał dzięki temu zespół, który ponownie zameldował się w finale konferencji, odprawiając z kwitkiem 3-2 Washington Bullets oraz 4-1 Chicago Bulls z niesamowitym Michaelem Jordanem w składzie. Podczas starć z ekipą z "Wietrznego Mista" Chuck Daly okazał się mistrzem defensywy. Trener Pistons opracował trzynaście zasad, które miały powstrzymać imperatorskie zapędy "Jego Powietrzności". Reguły te sprowadzały się do podwójnego krycia lidera Byków oraz blokowania środka pola silnymi i wysokimi zawodnikami. Strategia ta okazała się niezwykle skuteczna, gdyż "Air" w całej serii tylko raz uzbierał ponad 30 "oczek".

Na drodze Isiah i spółki do wielkiego finału NBA po raz kolejny stanęli Boston Celtics. Ekipa ze stanu Michigan po zaprzepaszczonej rok wcześniej szansie była niesłychanie zmotywowana do zdetronizowania teamu Larry'ego Birda. - Żeby ich pokonać, musimy tworzyć coś więcej niż drużynę koszykarską - mówił Thomas tuż po czwartym meczu serii, po którym stan rywalizacji brzmiał 2-2. - Trzeba stawić czoła pewnemu sposobowi myślenia. Celtowie nie są stworzeni do przegrywania i wszyscy wokół są tego samego zdania. Starcie numer pięć w Boston Garden zakończyło się sześciopunktowym triumfem Tłoków po dogrywce, choć do przerwy goście przegrywali różnicą kilkunastu "oczek". Dwa dni później przed niemal czterdziestoma tysiącami kibiców zasiadającymi w Pontiac Silverdome, podopieczni Chucka Daly'ego dopełnili dzieła zniszczenia i awansowali do wymarzonego finału. Isiah rzucał ze słabiutką skutecznością 3/11 z pola, zdobywając łącznie 9 punktów, 9 asyst, 5 zbiórek i 3 przechwyty. Nie rozegrał może porywających zawodów, ale czuł wielką satysfakcję z tego, że ciężka praca wreszcie się opłaciła.

Celtowie schodzili z parkietu naprawdę zrezygnowani. Ze względu na styl preferowany przez "Bad Boys", nikt w tamtych czasach nie lubił z nimi grać, a bostończycy dali temu wyraz udając się do szatni nawet bez rutynowego uścisku dłoni, będącego ogólnie przyjętym gestem uznania wobec umiejętności rywala. Jedynie Kevin McHale zdobył się na kilka ciepłych słów. - "Zeke", nie zadowalaj się samym awansem do finału. Idź po pełną pulę - powiedział do Thomasa. Tymczasem czekające Tłoki zadanie wydawało się naprawdę trudne, gdyż zespół ze stanu Michigan o tytuł miał rywalizować z napakowanymi gwiazdami Los Angeles Lakers.

Koniec części piątej. Kolejna już w najbliższy piątek.

Bibliografia: Chicago Tribune, Sports Illustrated, Paul Challen - The Isiah Thomas Story, nba.com, basketball-reference.com.

Poprzednie części: Isiah Thomas - poza Dream Teamem cz. I Isiah Thomas - poza Dream Teamem cz. II

Isiah Thomas - poza Dream Teamem cz. III  Isiah Thomas - poza Dream Teamem cz. IV

Źródło artykułu: