Karol Wasiek: W ostatnim czasie sporo osób zaniepokoiło się twoim stanem zdrowia. Pojawiła się nawet informacja, że nie przeszedłeś testów medycznych, ale prawda jest chyba taka, że wszystko idzie zgodnie z planem?
Szymon Szewczyk: Dokładnie. Wszystko idzie zgodnie z planem. Zabieg barku miał miejsce 15 maja w klinice św. Łukasza w Bielsku-Białej pod opieką Romana Brzóski. Od tamtej pory byłem bardzo czytelnie instruowany przez lekarzy. Oni mi dokładnie mówili, kiedy i co mam robić, aby zwiększać ruchomość barku. 20 lipca miałem kolejną wizytę kontrolną, na której dostałem zielone światło do ruszania się, biegania, pływania, pracy z gumami. W tym momencie jestem na kolejnym etapie. Mogę już podnosić ręką większe ciężary. Już biegam, skaczę, rzucam do kosza. Robię wszystko oprócz ćwiczeń na kontakcie z rywalem. Nie walczę jeszcze o pozycję z innymi podkoszowymi.
Wiem, że pojawiły się informacje, iż nie przeszedłem badań medycznych. Trudno, abym je przeszedł, jeżeli mój bark nie do końca jest czynny. Po prostu musieliśmy ustalić dokładny zakres rehabilitacji.
[ad=rectangle]
W ostatnim tygodniu można było zobaczyć w materiale wideo, że nie masz większych problemów z rzucaniem do kosza. Ręką normalnie pracowała. Jesteś zadowolony, jak wygląda twój rzut na tym etapie rehabilitacji?
- Nie mam z tym żadnych problemów. Kilka razy nie wpadło jeszcze za trzy, ale później jak stanąłem w rogu, to trafiłem czternaście rzutów z rzędu. Chyba nie jest najgorzej?
Kiedy możemy spodziewać się twojego powrotu na boisko?
- Końcówka września. To realny czas, w którym będę mógł dołączyć do drużyny.
Czyli nie ma żadnego zagrożenia, że ty w biało-zielonej koszulce nie zagrasz w nadchodzących rozgrywkach?
- Z mojej strony na pewno nie. Wiem, co dokładnie do mnie należy i co muszę zrobić, aby wrócić do pełni sił. Nie mogę zagwarantować, że wrócę do 20 września, bo tak przewidują lekarze. Będę robił wszystko, aby tak się stało.
Dlaczego te sprawy kontraktowe ze Stelmetem tak długo trwały?
- Byłem na wakacjach. Najpierw byłem sam z żoną, a później wyjechaliśmy z całą rodziną. Byłem dogadany ze Stelmetem, ale kontrakt nie był podpisany, dlatego tak długo to wszystko trwało. Jak już się dogadałem, to dałem słowo działaczom, że tutaj będę. Nie byłem fizycznie w stanie podpisać kontraktu. Nie miałem dostępu do faksu.
W kuluarach często mówi się o problemach finansowych Stelmetu. Do klubu przypięto nawet taką łatkę. Powiedz, czy brałeś to pod uwagę? Rozmawiałeś z zawodnikami, którzy grali w tym klubie?
- Kilku zawodników nawet do mnie dzwoniło i pytało mnie ze zdziwieniem: "czy ty naprawdę jesteś pewien, co robisz?". Odpowiadałem im jedno - kasa w życiu człowieka nie jest rzeczą najważniejsza. Wiadomo, że bez pieniędzy trudno egzystować, ale w momencie kiedy wracam do siebie po kontuzji, to dla mnie Saso Filipovski jest najlepszym trenerem, na którego mogłem trafić. Poza tym on sam wyraził chęć zatrudnienia mnie, więc nie musiałem pytać o dużą liczbę szczegółów. Jest taka zasada, że jeśli trener ciebie chce w drużynie mistrzowskiej, to nie powinieneś się zastanawiać. Może gdzieś indziej dostałbym dwa razy więcej, ale co z tego, skoro mógłbym tam być źle traktowany. Tego chciałem uniknąć. Ucieszyłem się w momencie, kiedy klub z Zielonej Góry do mnie zadzwonił i zaproponował mi współpracę.
Osoba Saso Filipovskiego działa jak magnes na zawodników?
- Jest trenerem wymagającym, który oczekuje maksymalnego zaangażowania na treningach. Dąży do tego, aby każdy gracz był skoncentrowany na każdych zajęciach i meczu w 100 procentach. Treningi są dwa razy dziennie - jest ciężko, ale nie ma typowego "zajazdu", po których człowiek prosiłby o taczkę, czy wózek (śmiech). Wszystko jest robione z głową. Saso Filipovski zawodników, których on wybiera, traktuje bardzo uczciwie - daje im szansę, wierzy w ich umiejętności do samego końca. Ten kto będzie dobrze pracował, ten otrzyma swoje szanse na meczu.
Co tobie mówi osoba Jure Drakslara?
- To nowy trener od przygotowania motorycznego w Stelmecie BC Zielona Góra. Dla mnie jest to totalnie nowa osoba. To człowiek, który pojawił się nieco znikąd. Zastąpił Cole'a Hairstona, który pracował tutaj od 2013 roku. Nie ukrywam, że swoje ciało, bark oddałbym w ręce Cole'a bez dwóch zdań, bo miałem z nim do czynienia na kadrze. Ufam mu. Jure na razie nie znam. Rozmawiałem z nim i jasno mu wytłumaczyłem, że go nie znam i nie wiem, na co go stać. Dałem mu jednak czas, aby się wykazał. Będę robił to, co mi zaleca i zobaczymy, jak to wszystko będzie wyglądało. Pomaga mi, widać, że jest zaangażowany.
Jest żal, że nie bierze się obecnie udziału w przygotowaniach do EuroBasketu?
- Szkoda, że tak to wszystko się potoczyło, ale to motywuje do jeszcze cięższej pracy. Mam rok do przepracowania na to, aby w przyszłym sezonie pojechać z drużyną do Rio. Mam nadzieję, że tak właśnie się stanie. To byłby idealny krok do tego, aby wyjść z marazmu jako cała dyscyplina.
tro Czytaj całość