Jeszcze na dwie sekundy przed końcem spotkania Izrael prowadził z Bośnią i Hercegowiną 75:72. Wówczas piłkę spod własnego kosza wyprowadzali podopieczni Dusko Ivanovicia, ale nikt nie spodziewał się tego, że zdołają doprowadzić do dogrywki. Tym bardziej, że gracze Ereza Edelsteina w poprzednich akcjach faulowali taktycznie, tak aby nie dopuścić do rzutu trzypunktowego.
- Mieliśmy w ostatniej akcji faulować. Dałem jasny sygnał zawodnikom. Wówczas Bośniacy nie mieliby za dużych szans na doprowadzenie do dogrywki. Powinniśmy ten mecz wygrać - przyznaje szkoleniowiec Izrela.
Dogrywkę lepiej zaczęli Izraelczycy, którzy prowadzili już nawet różnicą siedmiu punktów. Bośniacy ponownie zdołali wrócić do gry. Głównie za sprawą Nemanji Gordicia, który zdobył w tej części gry sześć oczek. Najważniejszy krok znów postawił Elmedin Kikanović, który ponownie otrzymał podanie od Renfroe'a i wykończył akcję spod samego kosza.
Ostatecznie Izrael dość niespodziewanie przegrał po dogrywce 84:86, mimo że w trakcie spotkania prowadził różnicą ponad 10 punktów.
- Kiedy przegrywasz, to momentalnie spoglądasz w statystyki. Prowadziliśmy w tym meczu przez 35 minut, ale to okazało się za mało. Praktycznie mieliśmy wszystko w swoich rękach - komentuje Edelstein, który przyznaje jednocześnie, że dzień wolny bardzo się przyda jego podopiecznym.
- Wtorek był dniem wolnym, mogliśmy odpocząć i nieco się zregenerować. Wiemy, że Polska to bardzo trudny zespół, ale jesteśmy dobrze przygotowani do tego meczu - wyjaśnia.
[b]Karol Wasiek z Montpellier
[/b]